wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział IV

Lily Evans wstała tego dnia wyjątkowo wcześnie, nawet jak na nią, chcąc dokończyć esej na obronę przed czarną magią, dotyczący wilkołaków i sposobów uśmiercania ich. Minęły dopiero dwa tygodnie szkoły, jednak nauczyciele już zaczęli ich zamęczać. Ale przecież w tym roku trzeba zdawać Standardowe Umiejętności Magiczne, nazywane przez uczniów SUM-ami. Nawiasem mówiąc, esej był na wczoraj, (co Ruda uznała za interesujący zbieg okoliczności, zważywszy na to, że wczoraj była pełnia), jednak uczący ich w tym roku tego przedmiotu profesor Joseph Fosher poślizgnął się na skórce od banana, wpadł na zbroję i połamał sobie kilka kości. Pani Pomfrey na szczęście (lub nieszczęście, jak kto woli) od razu go poskładała, jednak do końca dnia musiał pozostać w skrzydle szpitalnym. Lily uznała to za wspaniałą okazję do tego, aby uzupełnić swój esej o wczoraj zdobyte informacje. Wygrzebała się z łóżka i usiadła przy biórku, przy okazji lustrujac uważnie łóżko Jade. Tak jak się tego spodziewała, Czarnej znowu nie było, tak jak każdej pełni. O tym, że dziewczyna mogłaby być wilkołakiem nawet nie myślała, Jade była na to stanowczo zbyt otwarta i popularna, lubiła być w centrum uwagi. Oprócz tego poruszała sie gracją, typową dla osób, które są bardzo pewne siebie i wiedzą, że mogą naprawde wiele. Ale może Syriusz...? Przypomniała sobie wydarzenia 1 września tego roku...

Obudziła się rano, chcąc przygotować się do pierwszego dnia roku szkolnego i od razu doleciał do niej charakterystyczny zapach mokrego psa. Zmarszczyła nos i rozejrzała się po dormitorium. Na podłodze były plamy z błota i odciski psich łap, a w łóżku obok Jade leżał przytulający ją mocno Syriusz. Ruda westchnęła cicho i zaczęła budzić śpiącą Czarną, która tylko mruknęła coś pod nosem i przekręciła się na drugi bok, zakrywając głowę poduszką. Kiedy dziewczyna zaczęła ją łaskotać, wymamrotała pod nosem jakieś zaklęcie, które odrzuciło Lily na koniec pokoju. Tego już było dziewczynie za wiele. Ona chce jej pomóc, a ona co? 
- THIRWALL! - Czarna, już całkowicie obudzona, wybuchła głośnym śmiechem, przy okazji zrzucając na podłogę śpiącego Syriusza. - Minus 10 punktów dla Gryffindoru, za atak na prefekta!
- Evans, no co ty, własnemu domowi punkty odejmujesz? - Łapa ziewnął szeroko, pokazując imponująco białe uzębienie. 
- I jeszcze minus 30 za Blacka, że przebywa w sypialni dziewczyn, kiedy powinien być u siebie! A teraz wynocha stąd! JUŻ! - wrzasnęła, pokazując chłopakowi drzwi. Łapa zdawał się wogóle nie zauważać jej wyciągniętej ręki. Spojrzał z wachaniem na Jade, która stała przed lustrem, czesząc swoje długie włosy. 
- W porządku? Nie będziesz się już kładła spać, no nie? 
- Nie, nie będę, i tak bym już nie zasnęła. Możesz iść, jak chcesz - wzruszyła ramionami, wcale na niego nie patrząc. 
- Na pewno? 
- Tak, na pewno, spotkamy zaraz na śniadaniu, okey? 
- Jasne - chłopak uśmiechnął się ciepło. Nie był to uśmiech gwiazdy filmowej, którym obdarowywał wszystkie swoje fanki. Był to uśmiech pełen miłości i ciepła, zarezerwowany tylko dla niej, dla jego małej siostrzyczki. - To jak będziesz gotowa, to przyjdź do nas, tylko pukaj, bo Glizda znowu ma zwyczaj paradowania po całym dormitorium w samej bieliźnie i uwierz mi, to nie jest przyjemny widok. Aha, i jeszcze jedno, Evans, Potter przesyła buziaczki - puścił im oko i już go nie było. 
Lily stanęła przed Jade z rękami na biodrach i spojrzała na nią wyzywająco. 
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić, co robił tutaj Black? Powinien być u siebie w sypialni, chłopcom nie wolno wchodzić do dormitorium dziewcząt! - stwierdziła, że pominie temat dziwnych łap na podłodze, może to skrzaty domowe albo coś. 
- Normalnie - Jade wzruszyła ramionami, nie zaszczycając nawet Rudej spojrzeniem. - Musieli znowu złamać zabezpieczenia. Pójdę już do chłopaków, jeśli się nie obrazisz - sięgnęła po różdżkę i wyszła z pokoju. 

- Cholera jasna!
Z zamyślenia wyrwało ją ciche przekleństwo, trzaśnięcie drzwiami i już po chwili w pokoju stała Jade. Lily na jej widok cicho krzyknęła - miała liście w rozczochranych włosach, a twarz i ręce podrapane, jakby przed chwilą przedzierała się przez jakieś gęste krzaki. Najbardziej przerażające było jednak to, że na jej przedramieniu widniało głębokie rozcięcie, jakby ślad po ugryzieniu. Ruda aż bała się myśleć, co takiego mogło jej się stać...
- Co ci jest? 
- Lilka? Co ty tu robisz? Jest... - spojrzała nieznacznie na zegarek, starając się przy okazji zasłonić ranę rękawem bluzy. - Dopiero 5 rano! 
- Kończę swój esej o wilkołakach, poczyniłam wczoraj bardzo ciekawe obserwacje - spojrzała na dziewczynę uważnie, jednak na Czarnej zdawało się to nie robić wrażenia. - Ale ponawiam pytanie, co ci się stało? 
- Nic, nie mogłam spać, więc postanowiłam polatać na miotle i spadłam do zakazanego lasu, to wszystko - wzruszyła ramionami i ruszyła do łazienki, aby wykąpać się i zmyć zakrzepłą krew, jednak Ruda zasłoniła jej drogę, cały czas przyglądając jej się badawczo. 
- Nie idziesz spać? 
- Nie, i tak bym nie zasnęła - chciała wyminąć Lily, jednak ta złapała ją za nadgarstki i zmusiła, aby Czarna spojrzała jej w oczy. 
- Powiedz! Co ci się stało?! 
- Nic, zostaw mnie, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy - Jade wyrwała jej się, przy okazji mimowolnie odrzucając ją na przeciwległą ścianę. Schowała twarz w dłoniach. Jej niezwykłe moce były bardzo pożyteczne, ale musiała bardzo panować nad sobą, bo mogła niechcący zrobić komuś krzywdę. 
Ruda spojrzała na nią i przewróciła oczami. Stwierdziła, że jeśli Czarna jest w takim stanie, to na pewno niczego od niej nie wyciągnie, a dziewczyna może niechcący jej coś zrobić. 
- Okey, przepraszam, nie nalegam, jeśli pozwolisz, pójdę dokończyć mój esej. Wiesz, że wilkołaki odczuwają fizyczny ból, kiedy tylko dotknie się ich czymś srebrnym, nawet, jeśli nie ma pełni? Tak najłatwiej zobaczyć, czy ktoś jest wilkołakiem, po prostu podać mu coś srebrnego, jeśli zacznie się zwijać z bólu, znaczy to, że test przeszedł pomyślnie. Można też podać im specjalny eliskir, zawierający związek Ag, czyli płynne srebro. Dowiedziałam się tego wczoraj, powiedział mi o tym profesor Fosher, kiedy poszłam go wczoraj odwiedzić w skrzydle szpitalnym - usiadła przy biórku wyjęła czysty pergamin i pióro i zaczęła pisać. Nie zauważyła dziwnego wzroku Jade, która przypatrywała jej się uważnie. O tym, że Fosher nienawidzi wilkołaków wiedziała od dawna, specjalnie dlatego napisała esej nie o sposobach zabijaniu wilkołaków, lecz o ich ochronie. Wiedziała, że wszystko co zrobi, i tak ujdzie jej na sucho. Myślała jednak, że nauczyciel nie odważy się zrobić czegoś Remusowi pod samym okiem Dumbledore'a. Najwyraźniej się myliła. Albo chciał, żeby ktoś to zrobił za niego... Z głowa w chmurach ruszyła do łazienki, modląc się jednocześnie, aby jej moce zdołały jakoś zwalczyć szybko rozchodzący się w jej ciele jad wilkołaka.
***
W tym samym czasie James i Syriusz siedzieli na swoich łóżkach we własnym dormitorium, obserwując obijającego się o ściany Remusa. Byli zbyt pobudzeni, oprócz tego bali się o Jade i czekali, aż w końcu jako tako się ogarnie i do nich dołączy. James był pewien, że nic jej nie będzie, wychodziła w końcu z o wiele gorszych opresji, jednak jego przyjaciół nie dało się przekonać. Westchnął głośno, patrząc na Syriusza, który, cały blady i zupełnie do siebie nie podobny, wpatrywał się nerwowo w zegarek, drugą ręką ściskając różdżkę, i wyszedł z pokoju. Nie mógł już wytrzymać tego całego napięcia. Łapa odliczał minuty do wschodu słońca. Jeśli do tego czasu nic się nie stanie, Jade będzie w końcu bezpieczna. Jednak minuty wlekły się niemiłosiernie a dziewczyna nadal nie nadchodziła. Odgarnął włosy za uszy walnął na łóżko. 
- Kurrrrr! Gdzie ona, do jasnej cholery może być?! 
- Znając życie, we własnym dormitorium, jak chcesz, mogę iść sprawdzić - Peter spojrzał na niego uważnie, jedząc czekoladową żabę. 
- Nie dzięki - Suriusz zazgrzytał zębami i spojrzał na niego złowrogo. - Tyle to i sam wiem! Po prostu zastanawiam się, co ona tam robi tak długo jeśli coś jej się stało, to po prostu... - zacisnął dłonie w pięści, w geście bezsilnej złości, zaraz jednak wypuścił nerwowo powietrze i spojrzał na siedzącego na podłodze Remusa. Włosy miał rozczochrane, twarz bladą a na policzku widać było nowe zadrapaniem które obficie krwawiło, chłopak odmawiał jednak pójścia do pielęgniarki, dopóki nie dowie się, że z Jade wszystko w porządku. Oczy miał zamknięte, nogi podwinięte a dłonie zaciśnięte tak mocno w pięści, że aż paznokcie wbiły mu się w skórę, powodując nowe rany. Kiedy jednak wyczuł na sobie spojrzenie Łapy, od razu podniósł głowę i spojrzał na niego zaczerwienionymi od płaczu oczami. 
- Jestem potworem. Nie powinienem zgadzać się, abyście mi towarzyszyli.   Przecież to było od samego początku wiadome, że coś takiego się stanie. To wszystko moja wina... - wyszeptał, nie patrząc mu w oczy. Przyjaciel zaraz znalazł się przy nim. 
- Remi, ty weź się puknij w ten durny łeb, to wcale nie twoja wina! - chłopak stanął nad nim, złapał go za ramiona i mocno nim potrząsnął. - Przecież wszyscy wiedzą, że wilkołaki w czasie pełni działają zupełnie nieświadomie! Jeśli już, to wina moja i Rogacza, że nie zdołaliśmy przetrzymać cię zdala od Jade i Glizdy, kiedy się przemieniałeś! To zupełnie nie twoja wina i jestem pewien, że Czarnej nic nie jest! - rownież miał w oczach łzy, jednak nie bólu, lecz wściekłości. - To ja zawiodłem na całej linii, bo powinienem ją chronić, ty nie miałeś z tym nic wspólnego! 
- Ale to ja ją ugryzłem! Nieważne, czy świadomie czy nie, ale ugryzłem ją! Teraz będzie taka jak ja, też będzie potworem! Rozumiesz to? Zaraziłem ją! 
- Ktoś tak cudowny jak ona nigdy nie będzie potworem, rozumiesz? - Black podniósł go za ramiona i pchnął mocno na ścianę. Widać było, że jest bardzo wściekły i bliski przeistoczenia, a w takiej postaci stawał się szalenie niebezpieczny. A stawał się taki tylko w dwóch przypadkach - kiedy ktoś mówił, że jest taki sam jak jego rodzina i gdy obrażał Jade. Wyszczerzył zęby i powarkiwał cicho, szukając miejsca, gdzie mógłby zatopić śmiercionośne kły. W tej chwili nie zwarzał nawet na to, że to jego najlepszy przyjaciel. W jego głowie bębniła teraz tylko jedna myśl - zabić. Zabić, aby już nigdy nie odważył się powiedzieć złego słowa o jego małej siostrzyczce.
- Syriuszu, nie! - w drzwiach stanęła roztrzęsiona Jade. Po jej policzkach spływały łzy. Chłopak natychmiast się opamiętał. 
- Jade, to nie tak jak ty... - Syriusz jak oparzony odsunął się od nieprzytomnego Remusa i z wyciagnietymi ramionami podszedł do Jade, która jednak odskoczyła od niego z przerażeniem.
- NIE!!! Nie dotykaj mnie! Ty chciałeś go zabić! Ty... A ja ci ufałam! Ufałam ci! Byłeś dla mnie jak brat! I co?! Mnie też zamierzałeś zabić, gdybym ci jakoś podpadła? - w oczach miała łzy, a każda z nich zamieniała się w kawałek szkła z lustra ich wiecznej przyjaźni i wbijała w serce Syriusza, raniąc je boleśnie i rozgrywając na kawałki. Co on takiego zrobił? Jak mógł pozwolić jej cierpieć? I czemu chciał zabić Remusa? Chociaż to wszystko wydarzyło się ledwo kilka sekund temu, on pamiętał całe zajście, jakby to nie on brał w nim udział, tylko widział to przez zaparowaną szybę, jakby zrobił to ktoś inny, kierując jego ciałem, a on dowiedział się o tym przed chwilą. Jeszcze raz spojrzał na leżącego na podłodze nieprzytomnego Remusa, schowanego za przewróconą szafą przerażonego Petera i Jade, która patrzyła na niego, jak na kogoś obcego, kto chciałby ją skrzywdzić. Zdał sobie sprawę, że przez całe życie chronił ją, aby nikt nie mógł jej skrzywdzić, a tak naprawdę to on sam zranił ją najbardziej. Kiedy to do niego dotarło, zacisnął dłonie w pięści, zamknął się w łazience i osunął po drzwiach na ziemię. Co on, cholera jasna, najlepszego zrobił? Nie, to nie byłem ja, podpowiadał jakiś cichy głosik w jego głowie, to nie byłem ja, to coś kierowało moim ciałem to uczyniło, ja bym czegoś takiego nie zrobił! Taaa, dalej tak sobie wmawiaj, odpowiedział jakiś drugi, pełen wyższości głos. Głos tak bardzo podobny do głosu jego brata. Jeszcze mocniej zacisnął pięści, raniąc sobie boleśnie wewnętrzną stronę dłoni i mocno przygryzł wargi, aby nie krzyknąć. Kiedy poczuł w buzi słodki smak krwi, coś w niego wstąpiło. Z hukiem otworzył drzwi do łazienki i mocno złapał Jade za nadgarstki, zmuszając tym samym do spojrzenia jej w oczy. 
- Jade, posłuchaj, wiem, że zrobiłem coś okropnego, ale to naprawde nie byłem ja! To coś innego zawładnęło moim ciałem! Proszę, uwierz mi, musisz mi uwierzyć! 
- Syriuszu... - dziewczyna spojrzała na niego ze strachem w oczach i czymś jeszcze... Miłością? - Naprawdę, bardzo chciałabym ci uwierzyć, ale po prostu nie mogę. Nie mogę uwierzyć, że byłbyś zdolny zrobić coś takiego... Przepraszam, ale po prostu nie mogę... - dziewczyna spuściła wzrok, a chłopak bez słowa ją puścił. Prawie nie widział na oczy, dzwoniło mu w uszach, a spierzchnięte usta krwawiły, jednak on miał to gdzieś. W głowie wciąż powtarzał sobie jedno słowo - las. Zakazany las. Musi tam dotrzeć, po prostu musi, inaczej z pewnością będzie więcej ofiar. Musi odreagować, zniszczyć, zabić. Zrobić coś, aby pozbyć się tego okropnego poczucia winy i bezsilności. Wybiegając z dormitorium usłyszał jeszcze ochrypły głos Remusa. 
- Czarna, przepraszam, to wszystko moja wina, zasłużyłem sobie na to, powinienem zginąć. 
- Nie, nie powinieneś! To wcale nie jest twoja wina! Nie wiedziałeś wtedy, co robisz! 
- Ale to ja cię ugryzłem, to przeze mnie staniesz się potworem! 
- Nie, nic mi nie będzie, nawet jeśli stanę się wilkołakiem, nigdy nie stanę się potworem, bo ty nie jesteś potworem. 
- Jestem! Jestem wilkołakiem! 
- Tak, to prawda, jesteś wilkołakiem, ale nie jesteś potworem, po prostu masz swój mały futerkowy problem. Od tego, czy człowiek jest potworem, nie zależy to, czy jest wampirem, wilkołakiem, mugolem czy czarodziejem. To, czy jest się potworem zależy od tego, co mamy tu, w sercu. Voldemort jest potworem, ty nie. 
- Syriusz miał rację, ktoś tak cudowny jak ty nie mógłby być potworem. Mógłby być nim każdy z nas - ja, Łapa, Rogacz, Glizdek, Lily, nawet Dumbledore i McGonagall. Każdy, ale nie ty...
***
W dalekim opuszczonym zamku, gdzieś na wybrzeżu Szkocji, tajemnicza postać w czarnej pelerynia zaśmiała się złowieszczo. Twarz miała bladą, zniekształconą, z oczami czerwonymi jak u węża i zupełnie pozbawioną nosa. Była to twarz człowieka gotowego na wszystko, niemającego nic do stracenia a wiele do zyskania. Twarz najpotężniejszego czarnoksiężnika tamtych czasów. Twarz Lorda Voldemorta. Czarnoksiężnik zaśmiał się ponownie, jedną ręką głaszcząc łeb ogromnego węża, drugą zaciskając na różdżce. Jeszcze raz spojrzał w kryształową kulę. Tak, wszystko szło zgodnie z planem. Miał doskonały pomysł, postanawiając zaufać Walburdze Black - z drobną pomocą jej kochanych synalków zdoła przeciągnąć tą dziwną dziewczynę z niezwykłymi mocami na swoją stronę. Nadal był pod wrażeniem jej zdolności do sporządzania eliksirów, to właśnie dzięki stworzonemu przez nią eliksirowi imperiatusowi mógł kierować ciałami tych dwóch chłopców i zaglądać w ich umysły, narzucając im swoją wolę. A najlepsze było to, że oni niczego nie podejrzewali. Znowu się roześmiał i przywował dłonią starego pomarszczonego skrzata domowego. 
- Przygotuj mi drinka z krwi jednorożca i najlepszej szkockiej whisky. Szklanka ma być chłodna, lekko oszroniona, ale bez lodu. 
Skrzat pokłonił się tak nisko, że aż zarył nosem w puszysty dywan i już po chwili wrócił ze szklanką srebrzysto-bursztynowego płynu. Czarodziej spojrzał na nią krytycznym wzrokiem, aby już po chwili obdarzyć skrzata lekkim uśmiechem. Tak, wszystko było idealnie, dokładnie tak, jak miało być. Ta dziwna czarnowłosa czarownica już niedługo odwróci się od przyjaciół i wybierze właściwą stronę. Jego stronę. Uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc do czarodziejskiej kuli, gdzie widział biegnącego przez zakazany las młodego Blacka. Nie wiedział, który to z nich, ani jak ma na imię. Wiedział jednak, że jest to ten, którego ta młoda czarownica darzy szczególnym uczuciem. Och, gdyby tak przydarzył mu się jakiś maleńki wypadek... Voldemort roześmiał się złowieszczo, obracając w długich palcach swoją różdżkę. Och, jakie życie było piękne, kiedy było się nim. 
~~~~~
Ogólnie chce bardzo podziękować, za te wszystkie komentarze <3 Rozdział już taki w miarę poważny, zaczyna się wyjaśniać dziwne zachowanie Blacków ;) No bo niestety, czasy Huncwotów to też czasy świetności Lorda Voldemorta :c Ale mimo tego obiecuje, że będzie mnóstwo śmiechu ;3 
Przypominam jeszcze, że 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!! 

Każdy komentarz, nawet zwykłe ":)" bardzo motywuje! 

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział III

1 września zapowiadał się jak każdy normalny dzień. No w każdym razie w miarę normalny, bo w towarzystwie Huncwotów każdy dzień jest niezwykły i wyjątkowy. Jedynym wyjątkiem było to, że tego dnia rozpoczynał się ich, piąty już, rok w Hogwarcie. Jade podniosła się z łóżka, przy okazji spychając na podłogę śpiącego obok niej Pottera i od razu została zaatakowana przez latającego dookoła jej głowy Neptuna. No tak, dzisiaj były jej urodziny. Odczepiła list od nóżki puchacza i rzuciła go na łóżko, z zamieram przeczytania go pózniej. Na razie musiała pobudzić chłopaków, bo mama Jamesa stanowczo stwierdziła, że ona tu wchodzić nie będzie, a Jade przebywa z mimi na własne ryzyko. Szybko powrzucała najważniejsze rzeczy do kufra, przy okazji zbierając z podłogi rzeczy chłopaków. Kiedy pokój był już jako tako ogarnięty, szybko wzięła prysznic i wyjęła z szafy przygotowane na dzisiaj ubrania - czarną tiulową spódniczkę sięgającą jej do połowy uda, obcisła czarna koszulkę na ramiączkach a na to opadającą na jedno ramię szarą bluzkę z czarnym nadrukiem. Do tego jeszcze cienkie czarne rajstopy i, żeby nie było za słodko, glany. Oczy podkreśliła czarną kredką, usta lekko przeciągnęła bezbarwnym błyszczykiem. Aby dopełnić całego efektu na szyi zapięła naszyjnik od mamy Remusa. Była gotowa i wygladała wyjątkowo ładnie. Normalnie się tak nie szykowała, ale dziś były jej urodziny i rozpoczęcie roku szkolnego. A ona czuła, że tego dnia wiele zmieni się w jej życiu. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Tak, tego dnia definitywnie wszystko jej się uda. 
***
W tym samym czasie w pokoju chłopców trwało wielkie pakowanie. Każdy biegał po pomieszczeniu, szukając w tym bałaganie swoich rzeczy. 
- Łapo, co robią twoje brudne gacie w moim kufrze! - James trzymając się za nos, rzucił jakieś szare zawiniątko w stronę Syriusza. 
- A weź to ode mnie, to nie moje, to Glizdy! 
- No to skąd to się wzięło w moim kufrze! 
- A skąd ja mam to wiedzieć? Sam się go zapytaj! 
- Glizda! 
- O, moje gacie! Gdzie ty je znalazłeś? - Peter z uśmiechem chwycił rzuconą mu przez Jamesa rzecz i włożył ją do walizki. Remus spojrzał na niego z obrzydzeniem, włożył swoje czyste rzeczy do kufra, (przy okazji dziękując siłom wyższym, za istnienie Jade, która już wcześniej idealnie podkładała jego ubrania), wziął dżinsy i czystą koszulkę i, w dalszym ciągu zaspany, ruszył do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Delikatnie zapukał. 
- Hej, mogę wejść? - drzwi otworzyła mu niebiańska istota. Wow. Wyglądała po prostu świetnie. Remus całą siłą woli musiał powstrzymywać się, przed rzuceniem się na nią. Chłopie, panuj nad dzikimi instynktami! To tak jakby siostra przyjaciela, jest NIETYKALNA.
- Jasne, ja już wychodzę - uśmiechnęła się promiennie i okręciła wokół własnej osi. - Jak wyglądam? 
- Przepięknie - chłopak odpowiedział jej równie promiennym uśmiechem. - I pachniesz też bardzo ładnie. Znaczy... - ups, nieźle się wkopał. Dziewczyna zaśmiała się. 
- Dziękuje. Bardzo chciałabym powiedzieć to samo o tobie, ale najpierw chyba musisz się wykąpać - puściła mu oko i zniknęła za drzwiami, posyłając mu przez ramię lekki uśmiech. Remus zamknął drzwi od łazienki, oparł się o nie i schował twarz w dłoniach. Cholera jasna, czemu ona tak na niego działa?! Dobra, spokojnie, weź się w garść, ona jest twoją przyjaciółką, nikim więcej. Zasługuje na kogoś o wiele lepszego, kogoś, kto będzie ją nosił na rękach i przygotowywał śniadanie do łóżka, kto będzie ją całował przed wyjściem do pracy i po powrocie, z kim weźmie ślub wychowa gromadkę dzieci! Pewnie za jakiś czas znajdzie sobie takiego księcia z bajki, z którym będzie szczęśliwa i zapomni o nim, jakimś durnym kujonie-wilkołaku! Może to i lepiej... 
Rozebrał się i stanął przed lustrem, opierając dłonie o umywalkę, oglądał wszystkie swoje blizny. Kilka nowych na twarzy i przedramionach po ostatniej pełni, wielka szrama idąca przez całą klatkę piersiową po ataku dzika i ślad po kuli tuż nad lewym biodrem, gdzie trafił go jakiś szurnięty stary mugol. To wszystko zarobił tylko podczas wakacji, przez dwie pełnie. Teraz, jak pójdzie do Hogwartu, pani Pomfrey od razu się nim zajmie i usunie wszystko, jednak co będzie potem, gdy już skończy szkołę? Przecież jest potworem! 
- Ej, Remus, otwieraj, co ty tam robisz? Malujesz się czy co? - z zamyślenia wyrwało go walenie do drzwi i wkurzony głos Jamesa. - Ja muszę sobie jeszcze fryzurę ułożyć! 
- Ty będziesz sobie fryzurę układał? Przecież ty i tak jesteś wiecznie rozczochrany, to ja muszę się jakoś uczesać! - tym razem dało się słyszeć głos Syriusza. 
- Chwila, jeszcze 5 minut, już wychodzę! - Lupin westchnął cicho i szybko wskoczył pod prysznic. Zimne strumienie wody przewróciły mu trzeźwość myślenia. Nie ważne co będzie potem, ważne jest, żeby cieszyć się tym, co jest obecnie. A obecnie może być blisko niej i ją chronić. Z takim postanowieniem było mu o wiele łatwiej. Wytarł mokre ciało ręcznikiem, ubrał się, ogarnął, umył zęby i już był gotowy. Udostępnił chłopakom łazienkę, dopakował ostatnie rzeczy do kufra i nagle coś go trafiło. Przecież dzisiaj są urodziny Jade! Jak mógł o tym zapomnieć! Upewniwszy się, że Jade dalej jest w pokoju (tłumaczyła Glizdagonowi, żeby nie pakował brudnych ciuchów do kufra z czystymi, bo wszystko będzie mu śmierdzieć), zbiegł na dół, do kuchni. 
- Dzieńdobry pani Potter - zasapany wbiegł do pomieszczenia, gdzie stała już uśmiechnęła Dorea. 
- Witaj Remusie, co takiego poważnego się stało, że tak pędzisz? 
- Ja tylko z taką maleńką prośbą, no bo... Yyyy... Chodzi o to, że... - ze zdenerwowania zaczął mu się plątać język. 
- Chodzi o to, że znowu zapomnieliście o urodzinach Jade, prawda? - spytała łagodnie, lecz w jej głosie dało się słyszeć lekką naganę. Chłopak spuścił wzrok. Tak, zapomnieli o urodzinach Czarnej. Znowu. Mama Jamesa chyba musiała zauważyć jego głupią minę, bo uśmiechnęła się delikatnie. - Nic się nie martw, zaraz coś wymyślę - machnęła różdżką, a na stole pojawił się piękny bordowo-złoty tort z wizerunkiem lwa Gryffindoru. - Myślisz, że jej się spodoba? 
- Na pewno, bardzo pani dziękuje, będzie zachwycona! - Remus uśmiechnął się promiennie i mocno uścisnął mile zaskoczoną kobietę. 
- Bardzo sie z tego powodu cieszę - Dorea odwzajemniła uśmiech. - A jakieś prezenty dla niej macie? 
- Nooooo, tak jakby. Mamy transparent i imprezkę w pokoju wspólnym w Hogwarcie, ale tak jakoś wiecej to chyba nie... 
- Ale ty już dałeś jej naszyjnik, prawda? 
- No tak, ale to jest taki drobiazg, od mojej mamy, nie ode mnie.
- Liczy się gest, a twoja mama chyba specjalnie chciała przekazać to przez ciebie, a nie sowią pocztą, prawda? Posłuchaj głosu serca, ono wie, co ma robić - kobieta uśmiechnęła się ciepło, a chłopak odniósł wrażenie, jakby doskonale wiedziała, co dzieje się w jego sercu. - A chłopcy mogą dać jej tą nową miotłę, którą kupili jej na Pokątnej, mówili, że bardzo jej się spodoba. A Glizdek może oddać jej coś ze swoich słodyczy. 
- Bardzo dziękuje, na pewno tak zrobimy! 
- Powinniście pomyśleć o tym wcześniej, żeby jakoś odwdzięczyć jej się, za to, co dla was robi. Nie wiem, jak byście sobie bez niej poradzili, przecież ona tyle za was robi... Ja bym tak nie mogła - odeszła, zaraz jednak zawróciła, a na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. - Możecie rownież udawać, że zapomnieliście, a pózniej zrobić jej wspaniałe przyjęcie, już w szkole. To chyba będzie o wiele lepszy pomysł, jeśli chcecie, tort mogę wam zapakować. 
- Chyba tak, bardzo dziękuje. 
- Ależ proszę, skarbie - matka Jamesa łagodnie pogładziła go po głowie. - Jeśli możesz, zawołaj chłopców, zaraz będzie śniadanie, a potem jedziemy na dworzec. 
***
Cała piątka Huncwotów stała na peronie, żegnając się z rodzicami Jamesa i rozgladając się za przyjaciółmi. 
- Ej, patrzcie, Mary McDonald idzie! Ciekawe, czy w tym roku też będzie w drużynie! 
- Na pewno, przecież jest świetna! Ojej, i Artur Weasley! I Molly! Ciekawe, czy już są razem! 
- A tutaj Frank Longbottom z Alicią! I... Ojej, patrzcie! - Peter zapiszczał cicho, pokazując coś palcem. W ich kierunku zbliżali się rodzice Jade i matka Syriusza, razem z zawzięcie o czymś dyskutującymi Regulusem i Jonathanem. Jon, gdy tylko ich zobaczył, stanął jak wryty i zaczął coś tłumaczyć swojej matce. Regulus stał koło niego i żarliwie potakiwał. Do wyczulonych uszu Jade dobiegły strzępki rozmowy. 
- Mamo, ale naprawdę, uważam, że ona na to nie zasłużyła! 
- Jonathanie, to przecież jej urodziny! Uważam, że powinniśmy jej o tym powiedzieć!
- Ale ona przecież i tak już zdradziła całą rodzinę i trafiła do Gryffindoru! Nie rozumiem, czemu traktujecie ją tak pobłażliwie!
- Och, nie wińcie tego biednego dziecka! - do rozmowy wtrąciła się wyraźnie roztrzęsiona Walburga Black. - Po prostu wpadła w złe towarzystwo! Nie mówię, że jest bez winy, bo chociaż mogła spędzać czas z Regulusem, ona wolała spotykać się z tym zdradzieckim wypierdkiem, zakałą rodziny, ale ona jest przecież taka młoda! To nasze niedopatrzenie, że coś tak okropnego się wydarzyło, to wyłącznie nasza wina! Jestem pewna, że ona wkrótce się opamięta i dobrze wybierze stronę, po której będzie chciała walczyć! 
- Dobrze, niech i tak będzie - Jacob Thirwall westchnął głośno. - Jednak niepokoi mnie jej przyjaźń z tymi chłopcami. Ten blondyn jest jakiś taki podejrzany, oprócz tego jest półkrwi. Do tego młody Potter, wogóle nie przywiazujacy wagi do rzeczy tak ważnych jak czysta krew i przyjaźni się ze szlamami, jak ta Evans, jakiś grubas, szukający u nich ochrony no i ten młody Black - w sumie korzenie ma odpowiednie, jednak jego zachowanie i podejście do życia... Obawiam się, że przy pomocy ich wścibskich nosów niedługo sama dowie się wszystkiego o tej przepowiedni.
- Jacobie, spokojnie, za bardzo się tym przejmujesz. Jestem pewna, że Jade wkrótce zmądrzeje i przestanie zadawać się z tymi zdrajcami krwi - Jessica Thirwall delikatnie położyła dłoń na ramieniu męża. - I, proszę cię bardzo, bądź dzisiaj miły dla tych jej przyjaciół, to dla niej bardzo ważne, są dzisiaj jej urodziny! 
- Jasne skarbie, będę bardzo miły - Jacob westchnął cicho. - Już 15 lat! Ale ten nasz mały skarbek szybko urósł! Pamiętam, jak jeszcze latała na tej swojej maleńkiej miotełce po całym domu, a teraz jest zawodową ścigającą, jak jej matka w jej wieku! I miała wtedy takie śliczne różowe włoski! A teraz co? Już 15 lat! Jak ten czas szybko leci! - mężczyzna otarł łzę, która ze wzruszenia zakręciła mu się w oku i szybkim krokiem podszedł do oszołomionej córki. - Jade, skarbeńku ty mój najdroższy, jak ty urosłaś!
- Tato, no weź, nie widzieliśmy się ledwo tydzień! Wiochę mi robisz! - dziewczyna odsunęła się od niego jak oparzona, z zażenowaniem ścierając mokry ślad po całusie z policzka. 
- Och dobrze, już dobrze, wiem, że wstydzisz się swojego staruszka, ale dla mnie zawsze będziesz moją małą księżniczką z różowymi loczkami, latającą na zabawkowej miotełce - mężczyzna zaśmiał się serdecznie, wspominając dawne czasy. - No ale już lećcie, bo się spóźnicie, masz tu pieniążki na jakieś drobne wydatki, jeśli by ci zabrakło, pisz, zaraz ci coś wyślemy - wcisnął jej do ręki pieniądze, dał buziaka w policzek i poszedł żegnać się ze swoim pierworodnym. 
W tym samym czasie Walburga Black rownież żegnała swojego syna, jednak w nieco odmienny sposób. Kiedy w końcu puściła go, aby móc się z czułością pożegnać ze swoim ukochanym synalkiem, Regulusem, Syriusz był mniej więcej tak czerwony jak wcześniej Czarna. Oczywiście jego matka musiała mu przy wszystkich wygarnąć, że jest czarodziejskim wypierdkiem i zakałą rodziny, że sprowadza Jade na złą drogę i, że żałuje, że zanim się urodził, nie udusił się pępowiną! Rodzice Jamesa również się z nim pożegnali, więc cała piątka ruszyła do wolnego przedziału. Kiedy już minęli cały zastęp fanek Blacka i Pottera, przedarli się przez tłum wielbicieli Thirwall, która, oprócz niezwykłej urody i nieprzeciętnego charakteru, była również świetną ścigającą, i wreszcie dotarli do upragnionego wagonu, na ich drodze stanęła Ruda. 
- Lilka, umówisz się ze mną? 
- W twoich snach - dziewczyna prychnęła, szukając w tłumie Remusa. 
- W nich codziennie się ze mną spotykasz - James wyszczerzył się w wyjątkowo Huncwocki sposób. - I muszę przyznać, że każdej nocy jest nam baaaaaardzo przyjemnie. 
- Boże, Rogaczu, jesteś obleśny - Jade demonstracyjnie odsunęła się od niego, posyłając Lily współczująco spojrzenie. - Szukasz naszego nowego pana prefekta? 
- Nooo... - demonstracyjnie przewróciła oczami. - Tylko dla niego wogóle tu przychodzę, on doskonale mnie rozumie. Wiesz może, gdzie on może być? 
- Nie mam pojęcia, zgubiliśmy go gdzieś w tłumie, ale znając go, pewnie jest już w wagonie prefektów - Jade skrzywiła się nieznacznie, obrzucając dziewczynę niechętnym spojrzeniem. - Strasznie tu będzie nudno bez niego! 
- Dzięki wielkie, cześć! - Ruda uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością i już jej nie było. Czarna, pogrążona w myślach, zwinęła się w kłębek na fotelu, opierając głowę na ramieniu Blacka i obserwując migające za oknem pola i krowy. Syriusz wymownie spojrzał na Jamesa - obydwoje wiedzieli, że wytrzyma tak maksymalnie 15 minut. Już po 10 minutach ich przypuszczenia okazały się słuszne. 
- Dobra, nieważne, mam wszystko gdzieś, muszę odreagować - powiedziała bardziej do siebie, niż do przyjaciół, prostując się gwałtownie. - Pogramy w ekslodującego durnia? 
- A o czym tak rozmyślałaś? - spytał ostrożnie Peter, przypominając sobie usłyszaną niedawno rozmowę. - Chodzi ci o tą przepowiednie, prawda? 
- Glizdek, nieważne - warknęła na niego ze zniecierpliwieniem. - Jak mówię, że muszę odreagować, to znaczy, że muszę, chyba, że chcesz powtórkę z rozrywki, żebym znowu wysadziła pociąg w powietrze! To jak, zagramy? Od razu mówię, że nie macie żadnych szans! - stanęła na siedzeniu i podniosła w górę wyimagowany miecz. - Albowiem Jade Thirwall, najdzielniejsza czarownica z całego Gryffindoru, potomkini Slytherina jest zbyt wspaniała i wyjątkowa, aby uczyć się w domu węża! 
***
Siedzieli przy stole Gryffindoru, oglądając ceremonię przydziału i słuchając mowy Dumbledore'a. Jade ziewnęła ostentacyjnie. Miała tego wszystkiego dość, była zmęczona, tęskniła za Neptunem, który nie wrócił z ostatniego polowania, kiedy wypuściła go dzisiaj rano, a do tego nikt nie pamiętał o jej urodzinach. Spojrzała na siedzącego obok niej Remusa i od razu poczuła wyrzuty sumienia - ona tu się egoistycznie martwi, że nikt nie pamięta o jej urodzinach, a przecież jej przyjaciele mają o wiele większe problemy. Delikatnie położyła dłoń na ramieniu przyjaciela. 
- Remi, czy wszystko dobrze? 
- Tak, wszystko okey... Po prostu martwię się zbliżającą się pełnią. A ty? 
- Co ja? U mnie wszystko dobrze - burknęła, nie patrząc w jego stronę. 
- Martwisz się tą przepowiednią, o której mówili twoi rodzice, prawda? 
- Skąd ty o tym wiesz? Myślałam, że ty... 
- Glizdek mi powiedział - uśmiechnął się smutno. - Nie martw się, jakoś dowiemy się, o co chodzi. Nie mam pojęcia jak, jednak na pewno jakoś damy radę! 
- Dziękuję... Przepraszam, za moje zachowanie, ale ja się tak boję - dziewczyna mocno się w niego wtuliła, chowając twarz w jego lekko za długich jasnych włosach, pachnących lasem i deszczem. Jego ciepłe ramiona dawały jej poczucie bezpieczeństwa, mogłaby tak siedzieć aż do końca świata. Nagle rozległ się głośny huk, w górę poleciało tysiące złotych i bordowych baloników, a gwiazdy na magicznym sklepieniu ułożyły się w napis "Sto lat, Jade!". Dziewczyna odsunęła się delikatnie, aby spojrzeć Remusa, który z uśmiechem czekał na jej reakcje. 
- Podoba się? Zapakowany mamy jeszcze tort, w dormitorium będzie impreza - uśmiechnął się radośnie, patrząc na zaskoczenie widoczne na jej twarzy. 
- Żartujesz?! To jest świetne! Dziękuje ci Luniaczku! - pocałowała zaskoczonego przyjaciela w nos i już jej nie było. Chłopak stał jeszcze przez kilka sekund w miejscu, tak zaskoczony tym faktem, że aż nie potrafił się ruszyć. Jade go pocałowała! Już drugi raz! I to z własnej, nieprzymuszonej woli! Czuł się tak szczęśliwy, że chyba mógłby przenieść na raz wszystkie książki z Hogwarckiej biblioteki. Rozejrzał się dookoła. Teraz prawie wszyscy uczniowie wstawali ze swoich miejsc, aby złożyć życzenia jednej z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. W oczy rzucał się wysoki chłopak z jaskrawo zielonymi włosami i jasno niebieskimi oczami. Remusowi wydało się, że już gdzieś go kiedyś widział... 
Zielonowłosy chłopak podszedł do Jade i uśmiechając się czarująco podał jej rękę. 
- Hej, jestem Bryan Rodriguez, jestem na piątym roku w Ravenclavie i jestem metamorfagiem - wyszczerzył się do Czarnej, pokazując idealnie równe białe zęby. Jade zmierzyła jego wyciągniętą rękę wzrokiem.
- No i co w związku z tym? Myślisz, dam ci się poderwać tylko dlatego, że bez mugolskich operacji potrafisz zmienić kształt swojego nosa? 
- Noooooo, większości dziewczyn raczej to wystarcza - na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego zmieszania, zaraz jednak został zamaskowany przez kolejny uśmiech. - Ale widzę, że ty jesteś inna i nie robi to na tobie specjalnego wrażenia. 
- Jasne, że nie robi to na mnie specjalnego wrażenia! - dziewczyna prychnęła jak rozwścieczona kotka. - Sama jestem metamorfagiem! I wiesz co ci powiem? Właśnie przez to tak naprawde jestem sobą! Nie zmieniam ciągle swojego wyglądu, aby poderwać nowych chłopaków, a ty tak robisz! Pewnie nawet już nie wiesz, jak naprawde wyglądasz! - chciała odwrócić się na pięcie i odejść, jednak Bryan złapał ją za nadgarstki i przycisnął do ściany. 
- Niezła jesteś mała, masz charakterek, a ja lubię ostre laski - zaśmiał się obleśnie, próbując ją pocałować. Dziewczyna z całej siły starała się wyrwać, jednak chłopak był zbyt silny. W jej oczach widać było łzy wściekłości. Remus przyglądał się całej tej scenie z szeroko otwartymi oczami. Zgarniając po drodze Pottera i Blacka, ruszył w kierunku dziewczyny. Kiedy ich dostrzegła, posłała im wściekłe spojrzenie - nienawidziła, kiedy była w sytuacji bez wyjścia, a do tego ktoś był tego świadkiem. Wściekłość dodała jej sił - mocno kopnęła napastliwego krukona między nogi, a kiedy ten, trzymając się krocze, upadł twarzą na kamienną posadzkę, wyciągnęła różdżkę z buta i spojrzała na niego gniewnie. 
- Masz mnie zostawić w spokoju, rozumiesz? Bo jak nie, to następnym razem dostaniesz mocniej! 
Krukon jęknął coś, co najprawdopodobniej było przeprosinami, więc dziewczyna uznała sprawę za zamkniętą i podała rękę Bryanowi, pomagając mu wstać. Jednak, kiedy chłopak ledwo stanął na nogach, przed oczami Jade, z dzikim rykiem, przeleciała wielka czarna plama i przygwoździła matamorfaga do ściany. 
- Jeśli jeszcze raz jej dotkniesz, zabiję cię, nawet, jeśli miałbym resztę życia spędzić w Azkabanie, rozumiesz? - wywarczał Syriusz, przyciskając trupio bladego krukona do ściany. 
- Łapo, puść go! - James podszedł do nich, próbując odciągnąć Syriusza. Nadaremnie. 
- Jak ja go dorwę, to uduszę go własnymi rękami! Zrzucę z wieży astronomicznej, wypatroszę, a potem zrzucę jeszcze raz!
- Syriuszu, spójrz na mnie - Jade stanęła przed nim i położyła mu dłonie na ramionach. - Uspokój się, wszystko już w porządku. 
- Ale on chciał... 
- Wszystko już dobrze, chodź do pokoju wspólnego, musimy poważnie porozmawiać, na temat twoich wybuchów złości - razem z Potterem i Lupinem udało jej się odciągnąć go od chłopaka, który dalej stał przy ścianie jak zaczarowany. Spojrzał na nich nieprzytomnie i wbił spojrzenie w Syriusza. 
- On jest wilkołakiem! Rzucił się na mnie i chciał mnie ukąsić! Pomocy! Pani profesor! Pani profesor McGonagall! 
- Ależ Bryanie, uspokój się, proszę i wyjaśnij mi, rozumiem, że Black nie jest aniołkiem, ale dlaczego uważasz, że jest wilkołakiem? 
- Bo on... Rzucił się na mnie! I wtedy był takim wielkim czarnym futrzastym czymś, co bardzo przypominało wilka! 
- Jeśli już to psa, idioto - warknął Syriusz, jednak McGonagall zmroziła go spojrzeniem. 
- Mów dalej Bryanie. 
- No i on chciał mnie ugryźć! To było takie straszne! - chłopak dygotał na całym ciele. Nauczycielka westchnęła teatralnie. 
- Chłopcze, pomyśl, jakie to co mówisz jest irracjonalne. Spójrz w niebie, przecież dzisiaj nie ma pełni, a nawet gdyby była, Black nie stał by tu sobie z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem, tylko zwijałby się z bólu po podłodze, kąsając napotykanych ludzi. Chodź, pewnie jesteś w szoku, zaprowadza cię do pani Pompfrey, da ci jakieś lekarstwo - zmierzyła wzrokiem stojącą tam czwórkę Huncwotów. - Nie mam pojęcia, co tu się wydarzyło i chyba wolę nie wiedzieć, ale wiem, że wszyscy we czwórkę na pewno zasługujecie na szlaban. Jutro o 20, przed chatką Hagrida. Aha, i jeszcze jedno, Thirwall, dyrektor cię prosi do swojego gabinetu - Jade spojrzała na nią pytająco, jednak nauczycielka tylko westchnęła głośno i wzruszyła ramionami. - Nie, nie mam pojęcia, co takiego zrobiłaś, nie chodzi o to, co się przed chwilą wydarzyło. No nie rób już takiej miny, nic ci się nie stanie. A wy - zmierzyła wzrokiem Pottera i Lupina, wciąż trzymających rozzłoszczonego Blacka. - Radzę wam wracać już do pokoju wspólnego. I nie patrzcie tak na mnie, za najwięcej pół godziny Thirwall wróci do was cała i zdrowa - przewróciła oczami i ruszyła szybkim krokiem, a Jade i Bryan. Patrząc na siebie z nieukrywaną nienawiścią, niechętnie podreptali za nią. 
***
Jade z niepewną minę siedziała na krześle przy biórku dyrektora, który jeszcze się krzątał, przelewajac jakąś srebrzystą ciecz do fiolek. Nerwowo rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym była pierwszy raz w życiu. Na biórku stała jakaś miska, pokryta starożytnymi runami, wypełniona taką samą srebrzystą cieczą, jak ta w fiolkach. Dziewczyna miała ogromną ochotę zanurzyć się w niej, jednak mając już doświadczenie z różnymi magicznymi przedmiotami, wolała nie ryzykować. Po chwili dyrektor usiadł w fotelu naprzeciwko niej, uśmiechając się dobroduszmie. 
- Och, pewnie zastanawiasz się, czemu cię tu wezwałem akurat dzisiaj, jednak naprawde mi przykro, ale jest to sprawa niecierpiąca zwłoki. Na początku chcę ci jednak złożyć życzenia urodzinowe. Właśnie dzisiaj o 23:56 skończysz 15 lat i dlatego uważam, że od tego czasu musisz się bardzo mieć na baczności. Otóż bardzo mi przykro, że słyszysz to ode mnie, ale ktoś musi ci to przekazać, a ponieważ twoi rodzice nie chcą ci tego powiedzieć, wypadło na mnie. Jade, jesteś adoptowana - spojrzał na nią łagodnie spod okularów-połówek, a dziewczyna patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. 
- Ale... Jakim cudem? Przecież jestem do nich taka podobna, wszyscy mówią, że na pierwszy rzut oka, można odróżnić, że mam naprawde czystą krew, że po człowieku to widać! To znaczy, że co? Że tak naprawdę jestem nikim? 
- Ależ nie, Jade. Definitywnie nie jesteś nikim - Dumbledore patrzył na nią z pobłażliwym uśmiechem. - Jesteś kimś naprawde ważnym - ostatnim przedstawicielem rodu czarodziejów naprawdę czystej krwi. Krwi wszystkich założycieli Hogwartu.
- Yyyyyy, że co? Znaczy się, bardzo przepraszam, ale... - dziewczyna zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Pierwszy raz odezwała się w ten sposób do dyrektora. Dumbledore chyba jednak nic sobie z tego nie robił. 
- Nic się nie stało, rozumiem twoje zdziwienie. Wiem, że niezwykle trudno jest ci w to uwierzyć, ale postaram się ci w tym pomóc. Po pierwsze, pamiętasz może, jak przez przypadek wysadziłaś pociąg? 
- Taak - dziewczyna gwałtownie zbladła. - Ale co w związku z tym? 
- Nic - dyrektor uśmiechnął się dobrodusznie - Po prostu pokazuje to, jak wielką moc posiadasz. Dokonałeś tego sama, w wieku 11 lat, bez pomocy różdżki i odpowiednich zaklęć. Dalej mi nie wierzysz, prawda? Dobrze, więc pokażę ci pewne wspomnienie, pokazujące ciebie, w chwili, gdy dzielisz się ze swoim przyjacielem Syriuszem swoimi przeżyciami, podczas przydziału do poszczególnych domów. Nie martw się, nic ci się nie stanie - wziął do ręki jedną fiolkę i delikatnie przelał jej zawartość do tajemniczej misy, która zabulgotała. - Teraz powoli zanurz w tym twarz, ja wejdę zaraz po tobie. 
Dziewczyna pospiesznie wykonała polecenie i już po chwili stała na korytarzu Hogwartu w dniu, kiedy pierwszy raz tutaj trafiła. Dumledore stał obok niej, cały czas delikatnie się uśmiechając. Tuż przed nimi pojawiła się nagle mała, jedenastoletniej Jade, trzymająca za rękę równie małego Syriusza. Chłopak odezwał się do niej, uśmiechając się uroczo. 
- Wiesz jak bardzo się cieszę, że razem jesteśmy w Gryffindorze! 
- Wiem, ja też bardzo się cieszę! - dziewczyna uśmiechnęła się do niego mocniej ściskając jego dłoń. - Już się bałam, że nie trafię do żadnego domu, bo Tiara zaczęła gadać coś o tym, że z takimi korzeniami pasowałabym do każdego domu, jednak Hafflepuf trzeba od razu wykreślić, bo tam zmarnowałabym swój potencjał. Ravenclav też raczej nie będzie dla mnie odpowiedni, bo mam w sobie więcej odwagi i sprytu niż rozumu... 
- Hahahah, w to nie wątpię - Syriusz obok niej wybuchł radosnym śmiechem, dziewczyna po chwili rownież mu zawtórowała. 
- No ale poczekaj, opowiem ci do końca! Powiedziała, że powinnam trafić do Slytherinu, bo tam najbardziej bym pasowała, ale ja zaczęłam błagać, żeby tylko nie do Slytherinu, więc ona powiedziała, że dobrze, że teraz właśnie zaczyna się moja droga i zależy tylko i wyłącznie od podjętych przeze mnie decyzji, a wysyłając mnie do Slytherinu nie pozwoliłaby mi na to, czy coś takiego. Nie rozumiem tego do końca - śmiesznie zmarszczyła brwi. 
- Ja też nie, ale to teraz nie ważne! Jesteśmy w Gryffindorze! Humoru nie popsuje mi chyba nawet wyjec, którego jutro rano dostanę od matki! 
Dumbledore delikatnie puknął zamyśloną Jade w ramię i już po chwili obydwoje stali w jego gabinecie. - No i jak, pamiętasz ten dzień? 
- Tak, pamietam... Teraz sobie przypominam, że Tiara Przydziału powiedziała mi wtedy też coś o jakiejś przepowiedni, czy czymś takim... Że dziewczyna o ogromnej mocy, z czterech domów Hogwartu zrodzona, przed swoimi 17 urodzinami będzie musiała podjąć decyzję, która ocali lub pognębi Czarnego Pana... Coś takiego, nie pamietam dokładnie... 
- Ach, a więc moje podejrzenia okazały się słuszne... Dobrze, możesz już iść, bardzo dziękuję ci za spotkanie. 
***
W tym samym czasie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru trwała zażarta dyskusja, pomiędzy czterema chłopcami. 
- A ja wam mówię kolejny raz, że to chodzi o tą przepowiednię! - poważnie już zniecierpliwiony Syriusz stłumił w sobie głośne warknięcie. 
- Ale Łapo, pomyś rozsądnie, skąd on by o tym wiedział? - Remus starał się ich przekonać, choć sam do końca w to nie wierzył. - Przecież my wiemy o tym tylko dlatego, że podsłuchaliście rozmowę jej rodziców. Dumbledore nie może o tym wiedzieć! 
- Ale o tym wie - Jade bezszelestnie podeszła do nich i równie cicho usiadła na kolanach Syriusza, który od razu mocno ją przytulił. - To właśnie o tym chciał ze mną porozmawiać. 
- Ale skąd on o tym wiedział? I co tak właściwie w tym wszystkim chodzi? - Remus spuścił głowę, starając się, aby nikt, a szczególnie Łapa, nie usłyszał nutki zazdrości w jego głosie.
- Nie wiem, nie powiedział mi tego -wydęła lekko usta, jakby zastanawiała sie nad czymś. - Powiedział za to, że jestem adoptowana. 
- Serio? - Syriusz aż podskoczył, przy okazji zrzucając Czarną ze swoich kolan. 
- Pfffff! - dziewczyna fuknęła i z miną obrażonego kota, którym z resztą była, usiadła dokładnie naprzeciwko niego, obrzucając go złowrogim spojrzeniem jej różnokolorowych oczu. - Dzięki Łapo, serio, jestem ci naprawde wdzięczna! 
- Ej, kocie, przepraszam, niechcący to było - Syriusz zrobił smutną minkę, jednak dziewczyna pozostała niewzruszona. - Dobra, będziesz coś chciała... 
- Okey, ale wracając do poprzedniego tematu, zanim zaczęliście się bez powodu kłócić, to jakim cudem jesteś adoptowana? Przecież jesteś do nich zupełnie podobna! - James uśmiechnął się pod nosem. Przywykł już do kłótni przyjaciół, którzy potrafili posprzeczać się dosłownie o wszystko. No normalnie jak stare małżeństwo! 
- A bo ja wiem? Nie wiem, zapytam sie go o to następnym razem, ale może to dlatego, że to jacyś moi najbliżsi krewni? Ale nie chcę już o tym rozmawiać, koniec tematu. Dobranoc, idę spać - leciutko wstała i posyłając im na pożegnanie uśmiech, leniwie ruszyła w kierunku dormitorium. Syriusz z westchnieniem odprowadził ją wzrokiem. No jasne, znowu się posprzeczali, ona się obraziła i teraz jest na niego! A najlepsze jest to, że on nawet nie wie, za co ona jest zła! Ach, te kobiety, ile z nimi problemów, ale jakie życie byłoby nudne bez nich... 
- Ej, a co ją ugryzło? - Peter na chwile zaintetesował się czymś innym, niż właśnie pochłanianymi fasolkami wszystkich smaków Bertiego Botta. Syriusz, nadal nachmurzony tylko wzruszył ramionami. 
- A bo ja wiem... 
- Może ma, no wiesz, Te Dni? - Peter lekko się zaczerwienił. Było mu trochę głupio, że pyta o takie rzeczy.
- Nie, chyba nie, ostatnio tak sie zachowywała dwa tygodnie temu, więc nie powinna mieć teraz... 
- No to co? A to sie jakoś nie powtarza? - spytał, a pozostali Huncwoci spojrzeli na niego, jakby był nienormalny. 
- Boże, Peter, powtarza się, ale CO MIESIĄC, nie co dwa tygodnie! Jesteś serio tak głupi, czy po prostu udajesz? 
- No przepraszam, nie wiedziałam, nie mam siostry ani dziewczyny ani nic... - twarz Glizdagona była teraz w odcieniu dojrzałego pomidora. - Może też pójdziemy już spać? 
- Jak dla mnie możemy iść, i tak nie mamy nic lepszego do roboty. - Suriusz wzruszył ramionami i ziewnął przeciągle, w wyjątkowo psi sposób. Po chwili wstał i ruszył schodami na górę, w połowie drogi odwracając się i posyłając wredny uśmieszek przyjaciołom. - Zajmuję pierwszy łazienkę! 
***
Jade wbiegła do dormitorium i od razu rzuciła się na łóżko, ukryła twarz w poduszce i zaczęła płakać. Nie płakała od dawna, naprawde bardzo dawna, ale teraz nie miała już na nic siły. W tej chwili nie obchodziło jej nawet to, że teraz poduszka jest cała uwalana tuszem do rzęs, a ona sama ma cały rozmazany makijaż. Ona, jedna z najodważniejszych osób w całym Gryffindorze, jakaś tam daleka potomkini wszystkich założycieli Hogwartu nie miała odwagi powiedzieć przyjaciołom o tej przepowiedni i swoich niezwykłych korzeniach. Czemu? Powód jest prosty, po prostu cholernie się bała. Nie o siebie, że coś może jej się stać, lecz o przyjaciół, bo przecież oni również będą narażeni na ogromne niebezpieczeństwo, tylko dlatego, że ją znają. Bała się również, choć wiedziała, że to prawie niemożliwe, że kiedy przyjaciele się o tym dowiedzą, wyprą się jej i zostanie z tym wszystkim zupełnie sama. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. 
- Hej, wszystko w porządku? - nad nią stała Lily Evans, uśmiechając się ciepło i trzymając w ręce paczkę chusteczek do nosa, które Jade z wdzięcznością przyjęła. 
- Dzięki - chałaśliwie wydmuchała nos i lekko uśmiechnęła się przez łzy. - Myślałam, że mnie nie lubisz. 
- Nie, to nie tak, że cię nie lubię, po prostu nie przepadam za towarzystwem, z którym się zadajesz. No i... Tak troszkę ci zazdroszczę... 
- Niby czego? To ty jesteś piękna, mądra, utalentowana... Ja tylko potrafię zmieniać swój wygląd, i to też nie zawsze - dziewczyna delikatnie wydęła wargi. 
- Właśnie, że nie! Jesteś sto razy piękniejsza ode mnie, masz świetne poczucie humoru, wspaniale latasz na miotle, też się bardzo dobrze uczysz, tylko z eliksirów nie koniecznie ci idzie no i masz prawdziwych przyjaciół, którzy są gotowi oddać za ciebie życie! Ja mam tylko Severusa, ale on chyba woli spotykać się z pozostałymi ślizgonami niż ze mną... 
Jade nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc tylko mocno przytuliła dziewczynę, która również była już bliska łez. Kiedy Lilka się już jako tako uspokoiła, uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła zza pleców średniej wielkości prezent. - Masz, to dla ciebie, wszystkiego najlepszego! 
- Ojej, dziękuje! Ale wiesz, że nie musiałaś, prawda? 
- Tak, wiem, ale byłam w mugolskim sklepie z zabawkami mojej cioci i jak to zobaczyłam, od razu pomyślałam o tobie! No otwórz! - uśmiechnęła się szeroko, a Jade stwierdziła, że już wie, co James w niej widzi. Kiedy na nich nie wrzeszczała, była naprawde fajna. Delikatnie rozwinęła kokardę, a jej oczom ukazał się śliczny czarny pluszowy wilk z niebieskimi oczami. Kiedy go zobaczyła, aż pisnęła ze śmiechu. 
- Ojej, ale śliczny! Zupełnie jak miniaturowy pluszowy Łapa! 
- Chodzi ci o Blacka? I wiesz ogólnie o co chodziło temu krukonowi? Bo nie uwierzę, że Syriusz jest wilkołakiem, ale też widziałam takie wielkie czarne coś... 
- Syriusz jak był mały miał takiego wielkiego czarnego psa, którego nazwaliśmy Łapa. Dlatego teraz go tak nazywamy - uśmiechnęła się blado. Prawie wygadała ich najgłębiej skrywany sekret. - I nie mam pojęcia o co mu chodziło, w sensie Bryanowi, ale Black na pewno nie jest wilkołakiem, uwierz mi na słowo, wiem o nim dosłownie wszystko - tym razem na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech, który zaraz został stłumiony przez potężne ziewnięcie. - Wybacz, ale padam z nóg, możemy pogadać jutro? 
- Jasne, ale i tak wyciągnę od ciebie ten temat - Ruda uśmiechnęła się delikatnie i zgasiła światło. - Dobranoc, słodkich snów, Czarna. 
***
Z sąsiedniego łóżka już od dawna odbiegało miarowe pochrapywanie Lily, jednak Jade jakoś nie mogła zasnąć. Wciąż myślała o tym, co powiedziała jej Evans i o Syriuszu, z którym rozstała się w gniewie. Była na siebie zła, za te swoje wybuchy, ale co mogła na to poradzić, miała tak od zawsze, a Syriusz doskonale o tym wiedział. Z drugiej strony, przecież chciał ją przeprosić, ale to ona się nie dała. Westchnęła przewracając się na drugi bok. Nienawidziła spać sama, zawsze wtedy czuła, że jest zbyt bezbronna i jak zaśnie, to coś ją zaatakuje i już się nie obudzi. W domu miała Jonathana, gotowego przyjść do niej i uspokoić ją w razie potrzeby, oprócz tego w domu obok mieszkał Syriusz, który nigdy nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić, a u Jamesa spała w pokoju z chłopakami, którzy często, kiedy budziła się w nocy krzycząc, przychodzili do niej, przytulali i po prostu kładli się obok, pomagając zasnąć. A tutaj? Tylko Lily, która jakoś nie dawała jej poczucia bezpieczeństwa. Chociaż okazała się w porządku, Jade dalej nie ufała jej tak jak chłopakom. No i dalej miała do niej żal za to, że była taka chamska w stosunku do Jamesa, który stawał na rzęsach, aby tylko się do niego odezwała. Znowu się przekręciła, tym razem na plecy. W takich warunkach w życiu nie zaśnie! Nagle zza drzwi dobiegło znajome ciche skomlenie. Po chwili drzwi powoli się otworzyły, a wielki czarny pies podtruchtał do niej, patrząc na nią pytająco swoimi błękitnymi oczami. Dziewczyna odruchowo się uśmiechnęła i podrapała go po głowie. Już dawno mu wybaczyła. Pies chyba to zrozumiał, bo zamerdał radośnie ogonem i władował jej się do łóżka, mocno do niej przytulając. Jade również się w niego wtuliła, czując się bezpiecznie. Już po chwili czarny kot i czarny pies spali razem wtuleni w siebię, czując, że wszystkie konflikty i nieporozumienia już dawno poszły w niepamięć i wreszcie wszystko jest na swoim właściwym miejscu. 
~~~~~
Witam was serdecznie, z nowym rozdziałem ;) Jak pewnie zauwazyliście, mamy nowy, piękny szablon za który bardzo dziękuje Alice_Alis <3 W sumie to jest tak jakby o niczym, ale to dopiero takie wprowadzenie ;>

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział II

Jade szybko wybiegła z samochoodu, aby jak najszybciej spotkać się z chłopakami w Dziurawym Kotle - barze niewidocznym dla mugoli, z którego dało się przejść na Pokątną. Kiedy tylko otworzyła drzwi, od razu rzuciła jej się w oczy znajoma czarnowłosa postać w okularach. 
- James! - Jade rzuciła się w jego kierunku i mocno go uścisnęła. - Nawet nie wiesz, jak się za wami wszystkimi stęskniłam! Jak tam z Lily, dalej cię unika? 
- No kogo moje piękne oczy widzą! Jade - nasza jedyna, wyjątkowa i niepowtarzalna Huncwotka! Też się za wami stęskniłam - James ze śmiechem odwzajemnił jej uścisk. - Lily dalej mnie nie lubi, ale się nie zniechęcam. A Syriusza gdzie zgubiłaś? 
- Powinien zaraz przyjść, pomaga przepakować bagaże bagaże do samochodu twoich rodziców i jeszcze ustala sobie ostatnie rzeczy z Regalusem - dziewczyna spojrzała na niego znacząco. 
- Jeśli tak to spoko - James wyszczerzył zęby w uśmiechu. - O, popatrz, już idzie. 
- Rogaczu, ale ja cię dawno nie widziałem! - Syriusz rownież uścisnął go jak brata. - Przytyłeś stary! 
- No a ty schudłeś - James szturchnął go przyjacielsko. - Matka dalej cię głodzi? 
- Nooooo... Jade przemyca dla mnie jedzenie - ze śmiechem poczochrał dziewczynie włosy, a ona spojrzała na niego z rządzą mordu w oczach. - Ej, a Lupin i Glizda gdzie? 
- Czekają już na nas pod księgarnią Esy i Floresy, bo jak zwykle jesteście już spóźnieni. 
- Dużo? 
- 15 minut. 
- No sorki, straszne korki były - Syriusz wyszczerzył się do niego. - Ale już jesteśmy, kupujemy szybko rzeczy i można zacząć wielki tygodniowy melanż! Co wy na to, żeby wybrać się do jakiegoś mugolskiego sklepu i kupić trochę wódki? Podobno polska najlepsza - uśmiechnął się chytrze do Jamesa, który odpowiedział mu takim samym uśmiechem. Tak, to na pewno będzie fajny tydzień. 
***
Remus stał pod księgarnią, nerwowo ściskając w rękach zawijątko. Było to coś, co miał przekazać Jade od jego matki, jednak nie miał pojęcia, co to może być. Był zdenerwowany spotkaniem z przyjaciółmi, do tego wszystko bo bolało, po wyjątkowo bolesnej przemianie, podczas której dodatkowo musiał natknąć się na jakiegoś wielkiego rozwścieczonego dzika z młodymi. Skrzywił się, na samo wspomnienie wczorajszej nocy. Nagle poczuł, że ktoś od tyłu zasłania mu oczy. Odwrócił się, od razu przytulając stojącą za nim Jade. Boże, jak ta dziewczyna ładnie pachnie! Całą siłą woli puścił ją i uśmiechnął się do niej promiennie. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. 
- Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam! Wszystko w porządku? 
- Taaa... 
- Dobra, przecież widzę, że nie jest w porządku - dziewczyna przyjrzała się nowym bliznom na jego twarzy i dłoniach. - Co się stało? No mów, przecież ja nie gryzę, postaram się jakoś pomóc! - powiedziała to w taki łagodny i uroczy sposób, że Remus miał ochotę ją przytulić i nigdy nie puścić. Troszczyła się o niego! Ta cudowna nieziemska istota się o niego troszczyła! Nie mógł jej jednak powiedzieć całej prawdy. Nie teraz i nie tutaj. 
- Wszystko w porządku, serio, po prostu mój mały futerkowy problem znowu daje o sobie znać - zdobył się na wymuszony uśmiech. - O, zapomniałbym, masz, to od mojej mamy, miałem ci to przekazac - starając się zmienić temat, wcisnął jej do ręki małe zawiniątko. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Przecież nie oczekiwała żadnego prezentu, urodziny ma dopiero za tydzień. Delikatnie rozwinęła zawiniątko i jej oczom ukazał się piękny naszyjnik, zawieszony na rzemyku maleńki złoty lew. Obok była jeszcze kartka. 

Jade, kochanie! 
Remus opowiadał mi, że od kiedy jesteś animagiem, masz problem ze swoimi zmianami wyglądu. Ten drobiazg ma ci w tym troszeczkę pomóc, mam nadzieje, że się podoba. Ucałowania ode mnie i mojego męża (mam nadzieje, że Remus ucałuje cię osobiście, więc nie muszę tego pisać). 
Hope Lupin

Dziewczyna drżącymi rękami wyjęła naszyjnik, przyglądając mu się uważnie. Był naprawdę piękny, a fakt, że dała jej go matka Lupina sprawiał, że naszyjnik miał dla niej jeszcze większe znaczenie. Ze łzami w oczach wspięła się na palce i zarzuciła Remusowi ręce na szyję. 
- Luniaczku, to jest cudowne, bardzo ci dziękuję! - wyszeptała i delikatnie pocałowała go w policzek, a chłopak poczuł się tak, jakby tysiące motyli tańczyło makarenę w jego żołądku. Tak, kochał ją, pokochał ją już wtedy w pociągu, kiedy siedząc na kolanach u Syriusza, zagadała do niego, a on zakochał się w tych jej pięknych oczach. Kochał ją, no ale kurde, jest przecież wilkołakiem! Co, jeśli kiedyś, niechcący zrobi jej krzywdę? Nie wybaczy sobie tego! Ale przecież ona jest animagiem, zna cię od pięciu lat i nigdy nie uważała, że to, że jesteś wilkołakiem to coś złego! - podpowiadał jakiś cichy głosik w jego głowie. No tak, ale przecież ona i tak by go nie chciała... Jest piękną dziewczyną, w której kochają się tysiące chłopaków, a on? Jakimś durnym kujonem i prefektem, z bliznami na twarzy. Poza tym, ten anioł uważa go tylko za przyjaciela... Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się z niej tych dziwnych myśli i po prostu mocno objął ją ramieniem, wciągając do płuc czekoladowy zapach jej włosów. Nie wiedział, że w tej samej chwili w głowie dziewczyny rozgrywa się bardzo podobna walka, pomiędzy sercem a rozumem...
Ich chwile szczęścia przerwał cichy gwizd Syriusza, który stał kawałek dalej, razem z Jamesem i Peterem. 
- Dobra gołąbeczki, zbieramy się, moi rodzice już czekają - James uśmiechnął się do nich, puszczając oko do Remusa, który spłonął rumieńcem. Co dziwne, rumieniec wkradł się rownież na twarz Jade. 
- Ale... My nie mamy książek? - spytała z wahaniem. - A ja miałam jeszcze kupić sobie miotłę! 
- O to się nie martwcie - Syriusz spojrzał na nich z huncwockim uśmiechem na ustach. - Nie chceliśmy wam przerywać, więc sami zrobiliśmy za was zakupy! 
- Wyglądaliście razem tak słodko! - zapiszczał dławiący się ze śmiechu Peter. 
- Spadaj Glizda! - Jade fuknęła na niego jak rozwścieczona kotka. - Nie muszę ci chyba przypominać, że dla szczura bliskie towarzystwo głodnego i złego kota raczej nie jest bezpieczne! 
Chłopak zapiszczał i wycofał się, wpadając na stojące za nim skrzynie, a pozostali Huncwoci ryknęli śmiechem. Peter spojrzał na nich z wyrzutem, jednak po chwili do nich dołączył. Byli to w końcu Huncwoci - na nich nie dało się gniewać, a on, Peter, był dumny, że jest jednym z nich. 
***
Kiedy tylko wszyscy w piątkę znaleźli  się u Jamesa, a Jade poszła się wykąpać (chociaż wszyscy byli zgodni, że pachnie bardzo ładnie), rozpoczęło się przepytywanie. 
- Dobra Luniaczku, Jade teraz nie ma, to sie spowiadaj, co się tak obściskiwaliście na Pokątnej? - spytał Syriusz z błyskiem w oku. 
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, po prostu mnie przytuliła, to wszystko - Remus nagle niezwykle zainteresował się swoimi butami.
- Czyżby? - do Syriusza dołączył James, uśmiechając się w wyjątkowo huncwocki sposób. - Bo my widzieliśmy coś zupełnie innego...
- Co widzieliście? - tym razem chłopak spojrzał na nich z widocznym przerażeniem w oczach. 
- Wystarczająco dużo Luniaczku, wystarczająco dużo... Więc teraz lepiej nie ściemniaj, tylko lepiej się tłumacz - Łapa puścił mu oko, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Rogaczem. 
- Muszę? - widząc zdecydowany wzrok przyjaciół, Lupin westchnął głośno. - Nic takiego się nie stało, po prostu dała mi buziaka w policzek, bo przekazałem jej prezent od mojej mamy... 
- Ale chciałbyś, żeby coś się stało, no nie? - tym razem do rozmowy wtrącił się Peter, zapominając na chwilę o swoich słodyczach. - Ona jest taka słodka jak najlepsza czekolada z Miodowego Królestwa! - wykrzyknął, sprawiając, że przyjaciele demonstracyjnie się od niego odsunęli. 
- O kim rozmawiacie? - nagle w pokoju pojawiła się... 
- Ruda? - Syriusz aż zakrztusił się czekoladową żabą. Skąd w ich pokoju nagle znalazła się LILY EVANS? 
- Liluś, umuwisz się ze mną? - Potter również mocno się zdziwił, jednak zaraz przywołał na twarz swój typowy huncwocki uśmiech. 
- Taaa, chciałbyś - 'Lily' ze śmiechem poprawiła grzywkę, która zasłaniała jej niebieskie oko i przy okazji zdzieliła Jamesa po głowie. - No ale nieźle mi wyszło, no nie? 
James, który patrzył na nią z otwartymi ustami pokiwał z niedowierzaniem głową. 
- Wow. Serio, myślałem, że jakimś cudem deportowała tu się Evans. 
- Spoko - dziewczyna uśmiechnęła się, zamknęła oczy i już po chwili stała przed nimi zwykła Jade. - Tak o wiele lepiej. No dobra, to teraz mówcie, w kim takim zakochał się nasz maleńki Lunieczek? - usiadła miedzy Blackiem i Potterem, dokładnie na przeciwko Lupina i z huncwockim uśmiechem na ustach popatrzyła mu w oczy. 
Remus poczuł, że od tego spojrzenia jej pięknych oczu robi mu się gorąco. Musiał jak najszybciej opłukać twarz wodą. Szybko wstał i wybiegł do łazienki, mamrocząc coś o tym, że pilna potrzeba i już go nie było. Pozostali w pokoju Huncwoci spojrzeli po sobie znacząco. W końcu odezwał się Syriusz, z miną, z której nie można było nic odczytać. 
- Myślę, że Lunatyk sam ci o tym powie, kiedy dojrzeje do tej decyzji. Albo możemy mu troszkę pomóc - na jego twarzy znowu można było dostrzec znajomy uśmiech. - Co powiecie, na grę w butelkę? 
- Może być - dziewczyna wzruszyła ramionami. W sumie pytanie było skierowane głownie do niej, bo pozostali zawsze byli chętni. - Ale pod jednym warunkiem, nie każecie mi całować nikogo, W SZCZEGÓLNOŚCI Glizdy! 
- Ale czemu nie? Masz coś do naszego kochanego Glizdagonka? Czy po prostu wolisz całować Luniaczka? - Syriusz poruszył znacząco brwiami, za co oberwał od Thirwall poduszką. - Au, a to za co? 
- Za niewinność - Jade bardzo starała się ukryć rumieniec, który wkradł się na jej policzki. - A idź se sam całuj Petera, czy Pottera, czy kogo tam sobie wolisz - w jego stronę poleciała kolejna poduszka. 
- No, Jadeuniu, tylko proszę bez agresji - miedzy nimi ze śmiechem stanął James, za co od razu dostał podwójnie poduszką - od Jade i od Łapy, bo nie trafił w Jade. Rogacz nie pozostał im dłużny. Po chwili do bitwy dołączyli jeszcze Peter i Lupin, który właśnie wrócił z łazienki. Kiedy skończyli zabawę, cały pokój był zawalony pierzem i nie było w nim ani jednej całej poduszki. 
Kiedy w końcu zostało posprzątane i każdy leżał już w swoim łóżku, James nagle wpadł na pewien genialny, jego zdaniem, pomysł. 
- Ej, Łapciu, a gdyby tak znaleźć Jade jakiegoś fajnego chłopaka? - szturchnął zasypiającego już Syriusza. 
- Zapomnij stary, ja się już w takie rzeczy nie pakuje - Łapa przewrócił się na drugi bok, przy okazji przykrywając się mocniej kołdrą. 
- Ale no weź! Proooooszę! Żeby się tak jakoś zbliżyły z Lilką, to wtedy moża zacznie z nią gadać o tym, jacy jesteśmy fajni! 
- Spadaj człowieku, ja chcę spać! I niby kogo takiego chcesz jej znaleźć? 
- A na przykład Lunio? 
- Co Lunio? 
- No gdyby tak ją z Luniaczkiem zeswatać? To łazilibyśmy na potrójne randki! Ja z Lilką, Jade z Luniem a ty też byś sobie kogośtam znalazł! No i jeszcze Peter ze swoją czekoladą! Fajnie byłoby, no nie? 
- Może... Ale daj mi się wreszcie wyspać! Jak mnie jeszcze raz obudzisz, to uwierz mi, jak jutro rano wstaniesz, będziesz miał nie miłą niespodziankę! - warknął i jeszcze głębiej zagrzebał się w kołdrze. Po chwili z jego łóżka zaczęło dobiegać miarowe chrapanie. 
James tylko roześmiał się sam do siebie. Tak, jego genialny plan naprawde był wspaniały. Przecież naturalnym odruchem każdej dziewczyny, było pochwalić się swoją nową zdobyczą, a z tego roku w Gryffindorze tylko one dwie - Ruda i Czarna. Więc kiedy tylko Jade zacznie chodzić z Remusem, od razu będzie musiała opowiedzieć o tym jakiejś dziewczynie - i wtedy wypadnie na Lily. Zaczną opowiadać sobie wszystko, staną się najlepszymi przyjaciółkami, wtedy Ruda przekona się, że James wcale nie jest taki zły i da mu szanse. Tak, plan był naprawde wspaniały. Chłopak z samozadowoleniem spojrzał na swoje zdjęcie, wycięte z Proroka Codziennego, przedstawiajace go w chwili łapania złotego znicza. Pod zdjęciem był podpis "Czyżby najlepszy szukający naszych czasów?" 
- James, jesteś wspaniały, zabójczo przystojny, inteligentny, a do tego jeszcze z ogromnym talentem do quidicha! - uśmiechnął się do zdjęcia. - Zdobędziesz wszystkie laski, żadna ci sie nie oprze, a Lilka już niedługo będzie twoja! Będziecie żyć długo i szczęśliwie, jak jacyś... Au! - przerwał, bo poczuł nagły cios w tył głowy. Za nim stał rozczochrany Syriusz w samych bokserkach, a w ręce trzymał poduszkę. - Co ci?
- Potter, pedale, wiesz która godzina?
- 1 w nocy? 
- 3 w nocy, a ty dalej gadasz do zdjęcia! Jesteś moim najlepszym kumplem, ale obiecuję ci, jak mnie jeszcze raz obudzisz, to rano obudzisz się w jednym łóżku z Glizdą  bez ubrań! 
- Spoko Łapciu, wrzuć na luz, już idę spać - wyszczerzył do niego zęby. - A więc co sądzisz o moim genialnym planie? 
Tego już było Łapie za wiele. Rzucił w Rogacza poduszką, jednak ten nie pozostał mu dłużny. Niechcący jedna poduszka trafiła w Jade, która obudziła Remusa i Petera i już po chwili wcześniej przerwana walka rozgorzała na nowo. Było im wszystko jedno, że jest już prawie ranek - byli przecież Huncwotami i mieli wakacje. Nic się chyba nie stanie, jeśli raz będą mieli sińce pod oczami - mają teraz czas, aby przede wszystkim dobrze się bawić! 
~~~~~
Tutaj taki rozdział, napisany prawie w całości na fizyce, przez co dostałam jedynkę za nieuważnie na lekcji i teraz muszę przepisywać od początku cały zeszyt, ale sądzę, że było warto ;P Pokazuje on relacje panujące między Huncwotami i ich sposób bycia ;D 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!! 

Mam nadzieje, że pod tym postem będzie więcej komentarzy niż pod poprzednim ;* 

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział I

Jade siedziała na parapecie w swoim pokoju, obserwując latającego na miotłach Jonathana i Regalusa. Już miała tego wszystkiego dość! Ciągłych nieudanych prób zaproszenia jej przez Regalusa, wykładów Jonathana, o tym, jak to on doskonale zdał wszystkie sumy (oprócz obrony przed czarną magią, bo, jak stwierdził, obrona nie będzie mu do niczego potrzebna) i cowakacyjnego szlabanu Syriusza, za to, że ośmielił się trafić do Gryffindoru i jeszcze ściągnął Jade na złą drogę. Na samo wspomnienie matki Syriusza, dziewczyna przewróciła oczami. Walburga Black była przesadzistą kobietą, gotową wydziedziczyć Syriusza, za to zakochaną w Ragalusie. Do tego była przekonana, że Jade byłaby idealną dziewczyną dla jej kochanego syneczka. Na szczęście już jutro razem z Syriuszem, Jonathanem i Regalusem wyjeżdżają na Pokątną kupić podręczniki i nową miotłę dla Jade, a tam spotkają się z Jamesem, Remusem i Peterem - pozostałymi Huncwotami. A zaraz po zakupach wszyscy jadą na ostatni tydzień wakacji do Jamesa. Jade uśmiechnęła się do swoich myśli. Tak, na szczęście to już jutro, nie wytrzymałaby, gdyby miała dłużej  siedzieć sama, tylko z tymi idiotami. Było jej cholernie nudno. Zręcznie jak kot ześlizgnela się z parapetu i zawołała swojego pięknego, białego jak śnieg puchacza Neptuna i przywiązała mu do nogi kartkę z kilkoma pospiesznie naskrobanymi słowami. 

Dasz radę się dzisiaj wymknąć, czy Stworek znowu na ciebie podkabluje? Jeśli dasz radę, czekam tam gdzie zwykle. 
Jade

Wypuściła Neptuna, szepcąc mu do ucha, że ma lecieć prosto do Syriusza i poczekać na odpowiedź. Ptak spojrzał na nią swoimi pięknymi, złotymi oczami i dziobnął ją delikatnie w palec, pokazując tym samym, że wszystko będzie dobrze i nie ma co się martwić. Przecież wykonywał takie polecenia bardzo często, od przeszło pięciu lat! 
Po chwili była już odpowiedź, naskrobana tym znajomym koślawym pismem, który od razu wywołał uśmiech na jej twarzy. Szybko rozwinęła pergamin i przeczytała notkę. 

Jasne, że dam radę! Stworek już nic nie powie, ucieka, kiedy mnie widzi, od dnia, kiedy porządnie oberwał ode mnie patelnią. To za 15 minut pod naszą sosną? 
Łapa
PS.: Jak możesz, przynieś coś do jedzenia, bo nie jadłem nic od rana. Mama się wkurzyła i zamknęła mnie w pokoju za to, że zabrałem Dupalusowi wasze wspólne zdjęcie (to, gdzie gratuluje ci dobrego meczu) i dorysowałem mu wąsy. 

Dziewczyna wybuchła perlistym śmiechem i pogładziła zadowolonego z siebie Neptuna po głowie. Narzuciła na siebie bluzę, wzięła koszyk, do którego włożyła resztkę kurczaka z obiadu, świeżo upieczone bułeczki i butelkę świeżego mleka i pisząc do rodziców krótki liścik, że wychodzi, opuściła dom, aby udać się na tajne spotkanie z przyjacielem. 
***
Ktoś patrzący z boku na tą scenę, z pewnością nie zauważyłby w niej nic dziwnego, po prostu wielki czarny pies, goniący pięknego czarnego kota, z niezwykłymi dwukolorymi oczami. Gdyby jednak przyjrzała im się uważniej, mógłby zauważyć, że wcale nie jest to taka całkiem normalna scena. Po pierwsze, zwierzęta wyglądały, jakby po prostu, najzwyczajniej w świecie się bawiły - pies nie warczał, nie szczekał, nie chciał zrobić kotu krzywdy, kot jakoś nie starał się specjalnie uciec. Gdyby ten ktoś przyglądał im się w dalszym ciągu, zdziwiłby się na pewno o wiele bardziej, ponieważ wybawiwszy się, kot i pies znikli, a zamiast nich pojawiła się dwójka młodych ludzi - drobna, czarnowłosa dziewczyna, z jednym okiem niebieskim a drugim zielonym i wysoki, przystojny chłopak, z czarnymi włosami i uśmiechem gwiazdy filmowej. Rozłożyli się pod drzewem, jedząc kanapki, popijając świeżym mlekiem i roznawiając. 
- Wiesz co, Łapo, tęsknię za chłopakami. I martwię się o Luniaczka, czy wszystko z nim w porządku...
- Nie martw się, już jutro ich zobaczymy, sama się go zapytasz - chłopak uśmiechnął się i objął ją ramieniem. - Ja to tam najbardziej tęsknię za Smarkiem, ciekawa jestem, jak tam sobie radzi z Lily. 
- Hahaha, no baaaardzo śmieszne - dziewczyna szturchnęła go przyjacielsko w żebra. - Przecież wiesz, że wszystko w porządku, inaczej jego rodzice już by nas, a przynajmniej ciebie, poinformowali. Przecież wiesz, jak cię kochają - oddał jej kuksańca i zabawnie zmarszczył brwi. - A tak ogólnie, to kiedy zaczęłaś mowić na Remusa 'Luniaczek', co? 
- Noooooo... - na jej twarz wkradł się rumieniec, co Syriusz szybko podchwycił. 
- Oooooooooch, jak uroczo! 
- Spadaj debilu! 
- Powiedz, kiedy będą małe Huncwociątka? 
- A co ja, Trelawney jestem? Pewnie, kiedy James w końcu poderwie Lily, oświadczy się jej, wezmą ślub i Lily zajdzie w ciążę! A nie mam pojęcia, kiedy dokładnie! 
- Ale mi chodziło o małe Luniątka, nie Rogaczątka - Syriusz znacząco poruszył brwiami, patrząc z satysfakcją na Jade, która starała się zachować kamienną twarz, w końcu jednak wybuchła śmiechem. 
- Sam sie lepiej zajmij malutkimu Łapiątkami, a nie tu innych popędzadz, głupku jeden! 
- Niestyty - tu Syriusz zrobił dramatyczną minę - Żadna nie jest mnie godna! Umrę w samotności! 
- Dla mnie Remus jest tylko przyjacielem, nikim więcej, więc, błagam cię, uspokój się i w końcu przestań mnie ze wszystkimi swatać! Albo próbujesz mnie na siłę umuwić z jednym ze swoich kumpli, bo, jak twierdzisz, są godni zaufania, albo odganiasz wszystkich fajnych chłopaków! Ja nie jestem małym dzieckiem, Syriuszu, umiem o siebie zadbać! - w jej oczach zebrały się łzy, które dziewczyna szybko otarła wierzchem dłoni. 
- Ej, księżniczko, nie płacz - chłopak przygarnął ją do siebie. 
- Ja nie płaczę, po prostu mi się oczy pocą! 
- Taaaa, jasne, oczywiście... - mocniej ją przytulił. Z doświadczenia już wiedział, że nie należy się z nią kłócić, bo chociaż jego argumenty brzmiały sensowniej, ona tupiąc i fochając się, sprawiała, że sprawa była z góry przegrana. Ale właśnie taką ją kochał - jego kochana mała Jade, jego mała siostrzyczka. Zrobiło się już ciemno, dochodziła północ, więc Syriusz stwierdził, że czas już wracać. Zresztą musieli się jeszcze spakować na jutro, a Regalus i Jonathan na pewno zauważyli nieobecność Jade. - Chodź mała, wracamy, późno już, odprowadzę cię. I nie mów, że jesteś już duża i dasz sobie radę, bo jak znowu cię napadnie jakiś pijany mugol, to juz nie będzie tak miło. 
- A jak coś ci się stanie? Nie ma mowy, jak cię złapią, i do tego ze mną, to będzie masakra! Jonathan to  cię chyba zabije! 
- Ale skąd wiesz, że mnie złapią? - mrugnął do niej figlarnie. - Daj spokój, będę uważać, nic ci się nie stanie! Oprócz tego, przecież nie domyślą się, że to ja z tobą jestem! Dla nich będzie to po prostu wielki czarny pies, a ja będę mógł cię chronić, jeśli coś się stanie! - spojrzał na nią błagalnie. Jade jeszcze przez chwilę się wachała. Razem z Syriuszem, nawet jeśli pod postacią psa będzie jej na pewno raźniej, z drugiej strony jednak, nie chciała narażać go na niebezpieczeństwo. W końcu uległa. 
- Dobra, ale nie wchodzisz w obręb światła i idziesz tam jako pies - westchnęła głośno. 
- Jak sobie panienka życzy - chłopak puścił jej oko i już po chwili zamiast niego stał wielki piękny czarny owczarek, z długą aksamitną sierścią, uśmiechając się w jakiś taki psi sposób. 
- Taki jesteś o wiele fajniejszy, wiesz? - Jade ze śmiechem podrapała go za uchem. Jak większość dziewczyn, miała słabość to tej jego psiej postaci, ponieważ dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Kiedy był przy niej, wiedziała, że nic złego nie może jej się spotkać. 
Droga do domu minęła im spokojnie. Smutno było jedynie, kiedy nadszedł czas rozstanie. Pocieszało ich jedynie to, że od jutra spędzą ze sobą i pozostałymi Huncwotami jeszcze tydzień na wspólnych postach, zanim w końcu udadzą się do Hogwartu, aby rozpocząć piąty już rok nauki w szkole magii i czarodziejstwa.
***
Następnego dnia Jade wstała wcześnie. Nie tyle, że musiała, po prostu jakoś nie mogła spać. Rozczesała swoje długie czarne włosy, zrobiła delikatny makijaż, podkreślający jej piękne oczy i zajrzała do szafy, z problemem, który męczył chyba każdą dziewczynę - w co by się dzisiaj ubrać? W końcu zdecydowała się na czarne rurki, białą koszulkę na krótki rękaw z lwem i napisem Gryffindor Rules oraz swoje ukochane czarne trampki. Do tego szalik w złoto-bordowych barwach domu i była gotowa. Z uśmiechem na twarzy zeszła do kuchni, gdzie czekało na nią już gorące śniadanie, przygotowane przez mamę - naleśniki z czekoladą i truskawkami. Nadal się uśmiechając, usiadła do stołu i od razu została zmierzona przez brata surowym spojrzeniem. Jonathan nadal miał do niej pretensję, że nie trafiła do Slytherinu i do tego jeszcze obnosiła się z tym faktem, jednak dziewczyna miała to gdzieś. W Gryffindorze dowiedziała się, czym jest prawdziwa przyjaźń i nie obchodziło jej, że, jak to określił Jonathan, zadaje się z samymi 'zdrajcami krwi'. Zjadła śniadanie nie zaszczycając nawet brata spojrzeniem. Kiedy tylko usłyszała dzwonek, od razu rzuciła się do drzwi, aby powitać w nich Syriusza i Regalusa. 
- Syriusz!!! - pisnęła i rzuciła mu się w ramiona. - Tak bardzo się stęskniłam! 
- Ja za tobą też, księżniczko! - Syriusz złapał ją, podniósł do góry i zaczął kręcić się dookoła własnej osi, nie zważając na Regalusa, który miał minę, jakby zjadł coś nieświeżego. Kiedy wreszcie wypuścił ją z objęć, oboje mieli już uśmiechy na twarzach. Regalus odchrząknął głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. 
- Witaj Jade, chce ci tylko powiedzieć, że dawno cię nie widziałem no i... 
- O, siema Reg, Jon jest w kuchni, my na razie idziemy do mnie do pokoju, Syriusz pomoże mi znieść kufer. Zawołacie nas, kiedy już będziemy jechać do na Pokątną - nie zważając na Regalusa, który chyba chciał coś jeszcze powiedzieć i chwyciwszy Syriusza za ramię, pociągnęła go na górę, do swojego pokoju. Kiedy już znaleźli się na miejscu, obydwoje dostali ataku niekontrolowanego śmiechu. 
- Hahahah, jego mina była bezcenna - Syriusz ze śmiechem rzucił się na jej łóżko. - Wiesz, że on dzisiaj od rana ćwiczył przed lustrem, żeby ci powiedzieć, że ładnie wyglądasz? Ale i tak wymiękł.
- Serio? - Jade również pokładała się ze śmiechu. - A ty skąd to wiesz? 
- No przecież mam pokój obok niego, no nie? Czekaj, pokażę ci, jak wyglądał, kiedy dorobiłem mu wąsy na twoim zdjęciu - zrobił minę, jakby kot nasikał mu do butów i piskliwym głosem zaczął przedrzeźniać brata. - Ty! Jak ty mogłeś? To było moje jedyne zdjęcie z Jade, a ty je zniszczyłeś! Teraz, jeśli ona to zobaczy, to będę już zupełnie skreślony!
- Spoko, szkoda tylko, że nie wie, że od początku był skreślony. Szkoda, bo nawet ładny jest, ale przykro mi, nie przepadam za śmierciożercami - w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi, a zaraz potem w jej pokoju stał zakłopotany Regalus. 
- Macie już zejść na dół, zaraz wyjeżdżamy...
- Jasne Regalusie, zaraz - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, pododując u niego szybsze bicie serca. - Chcę ci tylko przekazać, że moim zdaniem ty również dzisiaj ładnie wyglądasz. 
Syriusz parsknął głośnym śmiechem, a uśmiech na twarzy Regalusa zaczął nieprzyjemnie przypominać to, co kot ma pod ogonem. Zmierzył Syriusza pełnym nienawiści skojarzeniem i błyskawicznym ruchem ręki wyciągnął z rękawa różdżkę. 
- Powiedziałeś jej to! Powiedziałeś! Nienawidzę cię, już nie jesteś moim bratem! Avada Kedav... 
- STOP! - głos Jade był tak silny, że Regalus poleciał na przeciwległą ścianę, a z jego ręki wypadła różdżka. Jade podeszła do niego i pomogła mu wstać. - Reg, nie możesz używać zaklęć niewybaczalnych! SZCZEGÓLNIE zaklęcia uśmiercajacego, SZCZEGÓLNIE u mnie w domu i SZCZEGÓLNIE, że nie jesteś jeszcze pełnoletni! Wiesz, jakie możesz mieć przez to kłopoty? Przecież to twój brat! Naprawde chcesz go zabić? - jej głos był łagodny, lecz w jej oczach widać było smutek. Normalnie chłopak byłby szczęśliwy, że dziewczyna która kochał zwróciła na niego uwagę, tym jednak razem złość go zaślepiła. Nie zauważył nawet, że zdrobniła jego imię. Wyrwał się jej i popchnął ją na ścianę, tak, że upadła. 
- Spierdalaj - mruknął i skierował swój wzrok na brata. - Zginiesz. Zginiesz niedługo i to z mojej ręki. Zaatakuję cię w Hogwarcie, gdzieś, gdzie twoja laska nie będzie już mogła cię uratować! 
Syriusz nic nie odpowiedział. Klęczał przy nieprzytomnej Jade, trzymając ją w ramionach. Po jego policzkach spływały łzy, których nawet nie próbował ukryć. Kiedy podniósł głowę i spojrzał na brata, w jego oczach było tyle bólu i nienawiści, że dopiero teraz do Regalusa dotarło, co takiego zrobił. 
- Ja... Ja przepraszam! Nie mam pojęcia, co takiego mnie napadło! To... To było niechcący! Ty... Ty wiesz, że ja ją kocham! - po jego policzkach również zaczęły spływać łzy. 
- Jeśli coś jej się stanie... Jeśli ona się nie obudzi... - Syriusz zacisnął dłonie w pięści, w geście bezsilnej złości. - To, przysięgam, dorwę cię i zabiję, choćbym miał przeszukać cały świat, aby cię znaleźć! 
- Jeśli z mojej winy coś jej się stanie, to nie będę uciekać... - wyszeptał cicho Regalus, bardziej do siebie niż do brata. Nie wiedział, co zrobiłby, gdyby naprawdę coś jej się stało. Przecież w tamtej chwili to nie był on, czuł, jakby ktoś inny zawładnął jego ciałem, zmuszając go to zrobienia tego. On sam, z własnej woli nigdy nie zrobiłby czegoś takiego Jade. Przecież ją kochał, wszyscy to wiedzieli! Wszyscy oprócz niej... Chłopak stwierdził, że gdy tylko dziewczyna się obudzi, wyzna jej, co do niej czuje. Jednak mijały cenne minuty a dziewczyna wciąż leżała bez życia na podłodze. 
Nagle gwałtownie otworzyła oczy i zaczęła z trudem łapać powietrze. Kiedy tylko zaczęła jako tako normalnie oddychać, spojrzała Syriuszowi w oczy i wyszeptała jedno jedyne zdanie. 
- Musimy szybko jechać na Pokątną. Remus ma kłopoty. Czuję to...
~~~~~
Pierwszy rozdział za mną, mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu tak samo, jak prolog ;) Nie mam pojęcia, co napisać, więc przypomnę jeszcze tylko, że 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;>