poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział VII

Syriusz już prawie czuł, jak zbliża się Sąd Ostateczny czy co tam miało być by osądzić jego duszę. Oczywiście nie wierzył w Boga, no bo niby jak? Nie wierzył w absolutnie nic czego nie mógł zobaczyć i dotknąć albo chociaż czego istnienie nie zostało potwierdzone naukowo. Był stuprocentowym ateistą. 
Teraz jednak miał wrażenie, że coś tam jest, no bo w końcu musi. On umarł, nie żyje, a tu nagle ma wrażenie jakby skakał sobie z chmurki na chmurkę, tylko przy zgaszonym świetle, co, musiał przyznać, byłoby naprawde przyjemne, gdyby tylko nie dobiegające z daleka, opłakujące go głosy Jamesa i Jade. 
No właśnie, o co z tymi głosami jest nie tak? Niby wydają się normalne, wymyślone przez niego i jego chorą wyobraźnię, jednak czy on kiedykolwiek byłby w stanie wymyślić to, że Potter i Thirwall to rodzeństwo cioteczne? Chyba, że coś z nim było nie tak i po tych mugolskich tabletkach coś zaczęło mu odwalać. Tak, to definitywnie chodzi o te tabletki. 
Nagle przed oczami stanęła mu jaśniejąca jakimś anielskim blaskiem dobrze znana twarz, okalana gęstwą czarnych, potarganych loków i zapłakane piękne, dwukolorowe oczy. 
- Syriuszu, ty idioto - zaszlochała, ściskając go za nadgarstki. - Ty dupku, debilu i beznadziejny psychopato!
- Jade - chłopak uśmiechnął się blado. - Moja kochana mała Jade. 
- Nie twoja, nie mała i już na pewno nie kochana - prychnęła dziewczyna, z czułością odgarniając mu włosy z czoła. - Zostawiłeś mnie tam, samą, opuszczoną, a sam poszedłeś sobie na drugą stronę do lepszego świata? - usmiechnęła się lekko. - Nie Syriuszu, tak się nie bawimy! 
- Zostajesz tu ze mną? - spytał Łapa z nadzieją, chwytając jej twarz w dłonie. 
- Przepraszam, że o to pytam ale popierdoliło cię? - dziewczyna odsunęła się od niego i spojrzała na niego z naganą. - Ja nie zostawię Jamesa i Remusa! 
- A Glizdek? - spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, uśmiechając się lekko. 
- Jego bym akurat zostawiła i to bez wyrzutów sumienia - mruknęła Czarna, chowając twarz w dłoniach. - No ale dobra, decyzja, wracasz czy tu zostajesz? 
- A mam wybór? 
- Nie masz - dziewczyna usmiechnęła się lekko. Syriusz z przerażeniem zanotował, że jej twarz robi się coraz bardziej przezroczysta i zamazana, jakby powoli zapominał i już nie mógł przypomnieć sobie szczegółów. 
Wziął głęboki oddech, chcąc nabrać więcej powietrza potrzebnego mu do życia, jednak jego płuca były jakby przygniecione czymś ciężkim. Chociaż wiedział, że to nie możliwe, ponieważ już był martwy, czuł, jakby się dusił. Wziął kolejny oddech, walcząc z tym okropnym uczuciem ponownego umierania, jednak zamiast powietrza wciągnął tylko jakąś okropną, mętną ciecz. 
Jego ciałem wstrząsnęły okropne dreszcze. Zaczął wymiotować, starając się wyrzucić to z siebie, jednak ciecz jakby nadal wypływała, cały czas czuł ją w swoim gardle i żołądku. 
A więc to jednak koniec, pomyślał sobie, musiał być w życiu bardzo złym człowiekiem więc trafił do piekła i teraz już na zawsze będzie żygał czymś dziwnym. Wspaniale, idealna perspektywa! 
Nagle poczuł, jak czyjeś drobne dłonie przylegają do klatki piersiowej, uśmierzając ból. Nawet będąc w takim stanie wiedział, do kogo należą. 
- Jade - wychrypiał, biorąc głęboki oddech i gwałtownie otwierając oczy. - Jade, ja umieram...
***
Remus błąkał się po swoim dormitorium obijając się o ściany. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobic, jak tylko przygryzać wargi, wbijać sobie paznokcie w wewnętrzna stronę dłoni, tak, że spływały krwią i ze wszystkich sił starać się nie myśleć o przyjaciołach i o tym, że wszystko co się stało to tylko i wyłącznie jego wina. 
Jade i Syriusz byli w skrzydle szpitalnym, ona z okropną raną w ręce, po tym, jak tracąc panowanie nad sobą prawie ją zabił, on po nieudanej próbie samobójstwa, ponieważ Czarna przestała mu ufać. James snuł się po całej szkole, odwiedzając to jedno to drugie w skrzydle szpitalnym i obwiniając się za niedolę przyjaciół, a Peter nie mógł ustać na chwilę w jednym miejscu, targany okropnym poczuciem beznadziejności i przerażenia. 
A wszystko przez niego, przez wilkołaka, Remusa Lupina, któremu się, kurwa, zdawało, że wreszcie znalazł swoje miejsce na ziemi. 
Czując napływające już do oczu łzy, rzucił się na najbliższe łóżko, które akurat należało do Jamesa i schował twarz w zakrwawionych dłoniach, nie bacząc nawet na to, że brudzi pościel przyjaciela. To jego wina, to wszystko jego wina! Ile by dał, gdyby Syriusz zabił go, wtedy, gdy miał okazję... 
- Puk puk? - rozległo się ciche pukanie i drzwi otworzyły się, ukazując stojąca na progu drobną osóbkę w zadużej, czarnej bluzie z kapturem, spod którego wystawały tylko oczy . - Mogę wejść? 
- Czarna? - Lupin gwałtownie poderwał się na nogi. - Co ty tu..? 
- Przykro mi... - osóbka podeszła bliżej i zdjęła z głowy kaptur. Zamiast pukli pięknych, czarnych i błyszczących włosow na jej ramiona opadały dwa luźne, płomienno rude warkocze. Osobą stojąca przed nimi nie była Jade. Była to Lily Evans. 
Widząc w jakim jest stanie po prostu usiadła koło niego i mocno przytuliła. 
- Masz, Jade powiedziała, żebym zaniosła to do ciebie na przechowanie, może  poczujesz się choć odrobinę lepiej a ona będzie miała pewność, że są bezpieczne - mruknęła cicho, wciskając mu coś do ręki i uśmiechając się lekko poprzez łzy. Remus dopiero teraz zauważył, że jej również musi być ciężko. Czarna była w końcu jej przyjaciółką. Może nie jakąś najlepszą na świecie, ale jednak przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką. - No weź to, na co czekasz? - dodała już ostrzejszym tonem, widząc, że chłopak uważnie jej się przygląda. Chwila słabości minęła, Lilyanne Evans znowu była twarda. Musiała byc twarda. Bo jak nie ona, to kto? 
Chłopak z wachaniem wziął od niej małe zawiniątko. Było tam kilka prywatnych rzeczy Thirwall, kilka zdjeć przedstawiających ją z rodziną lub przyjaciółmi, jej ulubiony polarowy kocyk w kotki, okulary przeciwsłoneczne, kilka ulubionych książek i mugolski odtwarzacz mp3 z ulubionymi piosenkami Czarnej. 
Standard. Bez którejkolwiek z tych rzeczy dziewczyna nie ruszała się z domu. 
A teraz postanowiła powierzyć je akurat jemu. Dlaczego?
- Dlaczego daje to akurat mi? Dlaczego nie Syriusz albo James? - spytał, wypowiadając na głos wszystkie swoje najgorsze obawy. 
- Ja nie, bo pewnie od razu bym to zgubił - powiedział, siląc się na obojętny ton, opierający się o framugę o drzwi James. Na głowie miał kaptur, naciągnięty na same oczy, tak, że jego twarz była w cieniu, jednak po drżeniu jego głosu Remus rozpoznał, że jego przyjaciel płacze. - A jeśli chodzi o Syriusza, to on... On... - jego dolna warga zaczęła drżeć, więc Lupin szybko zerwał się z łóżka i podszedł do przyjaciela. 
- Ciiii, wszystko w porządku - przytulił go i poklepał po plecach, starając się choć trochę uspokoić roztrzęsionego Pottera, jednak sam był zbyt zdenerwowany. Pierwszy raz w życiu widział płaczącego Jamesa, więc sprawa musiała być poważna. - Powiedz mi prosze, spokojnie, co się stało? 
- Syriusz nie... On nie... Syriusz nie żyje! - wydukał z siebie a chwilę potem wybuchł chisterycznym płaczem. 
~~~~~
Tak trochę sie rozpisałam, ale jak nie miałam weny przez pół roku to teraz nie narzekam, jak mam jej nadmiar ;) Mam nadzieje ze sie podoba i wyjaśniło sie, czy Syriusz przeżyje :3