niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział V

Minął już miesiąc od początku roku szkolnego, a dwa tygodnie od pamiętnych wydarzeń, kiedy Jade została w końcu wypuszczona ze skrzydła szpitalnego. Nikt nie pytał się jej, jak to się stało, że mimo pogryzienia przez wilkołaka, nic jej się nie stało. Z pewnością uznali, że to przez to, że jest metamorfagiem, co dziewczyna przyjęła z wyraźną ulgą. 
Jedyną osobą, która nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy był James. Zbliżał się mecz, Gryfoni kontra Puchoni a jego dwaj najlepsi ścigający nie mogli trenować. O ile Jade przynajmniej miała jeszcze tydzień na treningi, o tyle było pewne, że Black nie da rady zagrać. Właściwie nikt nie wiedział, co takiego mu się stało - wiadomo było tylko tyle, że następnego dnia rano znalazł go James. Był nieprzytomny, w podartych szatach, cały w zaschniętej krwi, z wieloma bliznami i śladami po ugryzieniu, a jego ręka była złamana w trzech miejscach. Hagrid, z którym James rozmawiał tego dnia, stwierdził, że mogły zaatakować go akromentule i nie ma pojęcia, jakim cudem wogóle uszedł z życiem, kiedy jednak chłopak zapytał się go, skąd akromentule się tam wzięły, nabrał wody w usta. No cóż, trudno, to chyba nie było aż takie ważne, a skoro Dumbledore ufa Hagridowi, to on też powinien.
***
Jade, cała zapłakana, wpadła do dormitorium i rzuciła na łóżko, przytulając do maskotki pluszowego wilka. Czemu nikt wcześniej nie powiedział jej o wypadku Syriusza?! Był przecież jej przyjacielem, bratem! Nawet po tym co chciał zrobić Remusowi (w głębi serca wciąż wydawało jej się, że to nie był tak naprawde on) nie mogła przekreślić tego wszystkiego co ich łączyło. Nie była jednak typem osoby, która się użala. Szybko otarła oczy wierzchem dłoni, przepłukała twarz woda i przeczesała włosy palcami. Wygladała okropnie, ale trudno, potem będzie czas na upiększanie, teraz przyjaciel jest ważniejszy. Wybiegła z pokoju, przy okazji wpadając na zatroskaną Lily. 
- Hej, jak się czujesz? Wyglądasz okropnie! - powiedziała, zanim zdołała ugryźć się w język. - Znaczy... No wiesz, jakbyś była chora albo coś! 
- Jestem chora, pogryzł mnie wilkołak - rzuciła jej wrogie spojrzenie. - Nie mam pojęcia, czy dam radę zagrać w następnym meczu, bo rana wciąż ropieje... - spuściła wzrok i, nie mając nic lepszego do roboty, zaczęła zmieniać wzorki na swoich sznurówkach. Lily przewróciła oczami. 
- A wy znowu tylko o quidichu! Nie, że nie będziesz mogła odrabiać prac domowych, tylko, że nie złapiesz jakiejś tam płytki! Potter to samo, ciagle mi tylko o miotłach gadał! - wybuchła, potrzasając gniewnie lokami, Czarna uznała więc, że bezpieczniej będzie się oddalić. Kiedy już dochodziła, Ruda nagle złapała ją za rękę. 
- Poczekaj, Dumbledore chce cię widzieć. Ciebie i Pottera. Mówi, że to coś ważnego, o czym powinniście wiedzieć... 
***
- Usiądźcie, prosze, opowiem wam pewną historię - Dumbledore zmierzył ich przenikliwym spojrzeniem spod swoich okularów-połówek. Siedzieli w jego gabinecie, przeglądając leżące na stole zdjęcia. Przedstawiały one w większości przypadków młodą kobietę z czarnymi włosami i różnokolorowymi oczami, wyglądającą jak starsza wersja Jade i szczerzącego zęby zęby blondyna z czekoladowymi oczami. Na jednym zdjęciu było też maleńkie, różowowłose dziecko, zawinięte w kocyk z herbem Hogwartu.
- Nie wiem, czy wiesz, Jamesie, ale twoja matka miała siostrę, Orgallussę. Poznała ona i poślubiła ona pewnego człowieka, o imieniu Leopold Thirwall. Był to, jak się z pewnością domyślasz, daleki kuzyn twojego ojca, Jade. Byli oni ze sobą bardzo szczęśliwy, kochali się, nie mieli jednak akceptacji rodziny Leopolda. Jego matka rzuciła na Orgallussę przekleństwo, przez które nie mogła mieć dzieci. Stał się jednak cud i kobieta zaszła w ciążę i urodziła piękną i zdrową dziewczynkę, która po matce odziedziczyła piękne, różnokolorowe oczy, a po ojcu została metamorfagiem i rozumiała mowę węży. Domyślacie się może, o kogo chodzi? - Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie. Jade z Jamesem wymienili zdziwione spojrzenia. W końcu głos zabrał Rogacz. 
- No tak, to jest pewne, że chodzi o Czarną, znaczy sie, Jade, ale skoro to jest prawda, to czemu nie mieszka ona z rodzicami tylko z Thirwillami? Czy coś im się stało? Chodzi o tą klątwę, prawda? 
- Zaczekaj, już ci wyjaśniam. Przy porodzie coś poszło nie tak, Orgallussa poważnie zachorowała. Jej stan z dnia na dzień się pogarszał. Leopold wyruszył razem z żoną do Francji, ponieważ mieszkał tam bardzo dobry uzdrowiciel, a opiekę nad córeczką powierzył Jacobowi, kuzynowi, z którym był bardzo mocno związany a który mieszkał bardzo niedaleko i też miał małe dziecko, rocznego synka Jonathana. Jacob obiecał, że jeśli nie wrócą, zaopiekuje się Jade jak własną córką. Opiekowali się nią bardzo dobrze, sama musisz to przyznać, Jade. Byli dla ciebie jak prawdziwi rodzice. 
- Tak, to prawda, traktowali mnie jak własną córkę, na równi z Jonathanem. Gdybym nie wiedziała, nigdy bym się nie domysliła, że jestem adoptowana... Ale co się stało z moimi prawdziwymi rodzicami? 
- Bardzo mi przykro, ale tego niestety nie wiem. Wiem tylko tyle, co wszyscy, czyli że nigdy nie dotarli do tego uzdrowiciela. Po prostu zniknęli, wyparowali, jakby zapadli się pod ziemię. Nikt nie wie, jak to się stało... 
***
Szli ściśnięci pod peleryną niewidką, w ręku ściskając mapę Huncwotów. Było już dawno po ciszy nocnej, Dumbledore przetrzymał ich do naprawde późna, oni jednak musieli odwiedzić Syriusza w skrzydle szpitalnym. Jade musiała dowiedzieć się, czy to prawda, że nie zrobił tego świadomie a James nie mógł puścić jej samej. Nie teraz, gdy w szkole działo się tyle dziwnych rzeczy. Nie teraz, gdy w końcu odnalazł zaginioną siostrę... 
Nagle dziewczyna zatrzymała się gwałtownie i wlepiła dwoje pięknych oczu w orzechowe tęczówki Jamesa. 
- Rogaczu, a jak ty właściwie... - chciała zacząć jakiś temat, jednak przerwała w pół zdania i zapytała o coś zupełnie innego. - Wiedziałeś, że twoja mama miała siostrę? 
- Coś tam słyszałem, że spotykała się z jakimś tam metamorfagiem, a potem zaszła w ciążę, urodziła dziecko i nagle zniknęła, razem z tym swoim wybrankiem. Tyle dowiedziałem się od taty, mama nigdy nie chciała rozmawiać na ten temat, wspomnienia za bardzo bolały... A co, wciąż nie możesz w to uwierzyć? Powinnaś być dumna, że masz takiego wspaniałego, przystojnego i utalentowanego kuzynka! - uśmiechnął się szeroko i szturchnął cioteczną siostrę ramieniem. - Ej, no co jest? 
- Nie, nic, po prostu boję się tak trochę... 
- O Syriusza? 
- Noooooo... Z jednej strony chciałabym mu uwierzyć, że nie robił tego świadomie, ale z drugiej strony... To wyglądało tak, jakby naprawdę chciał zabić Remusa! A ty? Co o tym myślisz? 
- No bo ja... Chyba nie powiedziałem ci całej prawdy... - James pochylił się i nerwowo przeczesał włosy palcami. - Syriusz nie spadł z miotły. Ja... Znalazłem go na wpół martwego w zakazanym lesie. Był cały pogryziony, rękę miał złamaną w trzech miejscach, a z pyska kapała mu krew. Znaczy, no wiesz, był psem. Gadałem z Hagridem, mówi, że mogły zaatakować go akromentule, ale ja w to jakoś tak średnio wierzę... On... Po tym, jak uświadomił sobie, co takiego chciał zrobić, komletnie mu odwaliło. Myślę, że... Myślę, że on próbował się zabić... 
*** 
Syriusz leżał w skrzydle szpitalnym z zamkniętymi oczami i rozmyślał. Po jaką cholerę on zrobił coś takiego?! A co, gdyby Jade wtedy nie weszła? Czy naprawdę byłby skłonny zabić Remusa? Co takiego z nim się stało? Przecież sam, z własnej woli, nigdy by czegoś takiego nie zrobił! Więc co tak właściwie się stało? Czuł się tak, jakby ktoś obcy kierował jego ciałem, a on nie miał na to wpływu. A Jade? Jego kochana mała księżniczka się go bała. Po jaką cholerę ma jeszcze żyć?! Już raz próbował się zabić - skoczył między walczące akromentule, z zamiarem dania się zabić, jednak znowu jego ciałem kierowało coś, co kazało mu się bronić. Jeszcze nie teraz, nie może teraz umrzeć, nie nadszedł jeszcze czas - wołało coś w jego głowie a ciało, nie wiedzieć czemu, podporządkowało się temu głosowi. Bronił się rozpaczliwie, choć z całej siły chciał przestać i po prostu umrzeć. W końcu akromentule uciekły, przestraszyły się ogromnego srebrzystego jelenia, sprawiajacego wrażenie, jakby został zrobiony ze światła - cielistego patronusa Jamesa Pottera, a on został sam, na wpół żywy, zbyt osłabiony aby się ruszyć. Ostatnie, co zapamiętał, to smutne kasztanowe oczy i zatroskany głos przyjaciela. 
- Łapo, w co ty się znowu wpakowałeś... - zaraz potem urwał mu się film. 
Rozejrzał się po sali, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu pomóc jakoś w miarę szybko odejść z tego świata. W oczy rzuciły mu się mugolskie tabletki przeciwbólowe. Z lekkim uśmiechem na twarzy sięgnął po nie i połknął wszystkie, jedna po drugiej. Nie pisał listu, bo po co, jedyna osoba, której chciałby coś powiedzieć, to Jade, ale ona pewnie i tak nie chciałaby tego czytać. Zresztą, co takiego miałby napisać? Że to nie był on? Taa, na pewno mu uwierzy. A Rogacz i tak wiedział już wszystko. Był dla niego jak brat, wiedział o nim wszystko, zrozumie, dlaczego musiał odejść. 
Nagle do głowy przyszła mu straszna myśl - a co, jeśli tabletki nie zadziałają? Chwycił leżący na stoliku skalpel chirurgiczny i mocno przejechał nim po nadgarstku, z rozkoszą patrząc, na wypływającą z z rany gęstą czerwoną krew o metalicznym zapachu. Tak, umrze tak jak żył, na własnych zasadach. Powieki coraz bardziej mu ciążyły. Rozejrzał się po sali. A więc w takim otoczeniu przyjdzie mu zginąć? Nigdy nie lubił tego miejsca. Uśmiechnął się delikatnie i zamknął oczy. Zamykał je już ostatni raz. Już nigdy ich nie otworzy, już nigdy nie będzie będzie patrzył na świat z tej perspektywy. 
Całe życie przesuwało mu się przed oczami. JadeRogaczLunioGlizdaJegoOkropnaMatkaRegulusJonathanTrafiaDoGryfindoruBiednyRemiJestWilkołakiemCzarnyPanRośnieWSiłęStająSięAnimagamiWszystkieDowciPyIDokuczanieŚlizgonomQuiditchCzarnyPanWspólneWakacjePoczątekRokuSzkolnegoAtakNaBryanaWObronieJadeLunatykNiechcącyGryzieJadeChceZabićRemusaAkromentuleRogaczCzarnaGoNienawidziMusiSięZabić...
Nagle przez jego zamroczony lekami umysł przebiła się całkowicie trzeźwa myśl - co będzie z jego małą siostrzyczką, gdy on odejdzie? Co będzie z Jade? Kto ją ochroni? 
Było już jednak za późno. Umierał. I pierwszy raz boleśnie odczuł tego konsekwencje... 
*** 
Lord Voldemort miotał się po komnacie, rzucając wszystkim, co dostało mu się do rąk. To nie miało być tak! To wszystko miało być inaczej! A on miał mieć nad tym wszystkim kontrolę! A teraz co? Chłopak, jego jedyne, mogące się sprawdzić, połączenie z tą tajemniczą dziewczyną umierał a on nie mógł nic na to poradzić! 
Wziął głęboki oddech. Gniew minął. Dobrze, spokojnie, ma jeszcze tego drugiego Blacka, który jest bardziej skłonny do pomocy. Ale i tak musi znaleźć sobie jakiś nowych "sprzymierzeńców" w jej najbliższym otoczeniu. Młody Potter odpada, jego rodzice są autorami, od razu by zauważyli, że z ich kochanym synalkiem jest coś nie tak... Ten wilkołak też nie, eliksir działa tylko na ludzi... A może ten ostatni, bez większych zdolności magicznych, po prostu szukający u nich ochrony? Tak, to jest bardzo dobry pomysł. Na jego twarz wkradł się uśmiech, który jednak nie sprawił, że wygladała ona przyjaźniej, wręcz przeciwnie, gdy się uśmiechał, jego wargi ukazywały zwierzęce niemal okrucieństwo. Och, jaki on był genialny, przecież ten młody człowiek z przyjemnością pomoże mu nawet bez eliksiru! Musi tylko poczekać na odpowiedni moment...
~~~~~
Rozdział, tak jak obiecałam, jest, chociaż nie koniecznie tak świąteczny, jak miał być ;* Jest masakrycznie dziwny, nawet jak na mnie, z tym całym samobójstwem Syriusza i tak dalej, ale nawet mi się podoba ;) No i tu właśnie mam dylemat: uratować Syriusza i sprawić, żeby zginął dopiero w 5 tomie, zabity przez Bellatriks czy po prostu pozwolić mu umrzeć ;< Czekam na jakieś sugestie, bo sama raczej sobie nie poradzę ;> Oprócz tego chcę życzyć wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!!! Niech spełnią się wszystkie wasze marzenia, wszystko co zaplanujecie, niech wam się uda i żebyście nigdy nie tracili odwagi i wierzyli we własne możliwości (to ostatnie to tak szczególnie do Krytyczki, z przekazem podprogowym: PISZ!!! JA BĘDĘ CZYTAĆ!!!) No i jeszcze biorąc pod uwagę to, że większość z nas jeszcze chodzi do szkoły to życzę dobrych ocen i żeby nie było przypału po dniu otwartym ;P
Buziaczki ;*
Wasza zakochana w Świętach Daughter of the Moon ;)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Przepraszam!

PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM! 
Bardzo was przepraszam, że rozdziału tak długo nie było, ale przez tą durną szkołę wogóle nie mam weny :c Rozdział cały czas się pisze, ale to tak od ponad dwóch tygodni a ja dalej nie mogę nic wymyślić :< Po prostu totalna pustka :'( Obiecuję, że jak tylko znajdę czas i wenę, to coś napiszę, ale na razie nie mam pojęcia co :'< Jeśli ktoś miał by może ochotę, to na razie jestem jeszcze tutaj =>>> because-frenship-is-forever.blogspot.com <<<= Tutaj jakoś daję radę, bo pisze to razem z przyjaciółka i ona mnie wspiera, inaczej też nie dałabym rady :( Jeszcze raz przepraszam, jeśli was zawiodłam :'c 
PS.: Wiecie, że na przedstawieniu wigilijnym jestem lalką? Gramy Dziadka do Orzechów i mam siedzieć sobie na scenie i oglądać bitwę, a potem tłuc kolegę z klasy, który jest myszą, miotłą XD No normalnie rola życia XD A najlepsze jest to, że wszyscy mi mówią, że mam talent XD