1 września zapowiadał się jak każdy normalny dzień. No w każdym razie w miarę normalny, bo w towarzystwie Huncwotów każdy dzień jest niezwykły i wyjątkowy. Jedynym wyjątkiem było to, że tego dnia rozpoczynał się ich, piąty już, rok w Hogwarcie. Jade podniosła się z łóżka, przy okazji spychając na podłogę śpiącego obok niej Pottera i od razu została zaatakowana przez latającego dookoła jej głowy Neptuna. No tak, dzisiaj były jej urodziny. Odczepiła list od nóżki puchacza i rzuciła go na łóżko, z zamieram przeczytania go pózniej. Na razie musiała pobudzić chłopaków, bo mama Jamesa stanowczo stwierdziła, że ona tu wchodzić nie będzie, a Jade przebywa z mimi na własne ryzyko. Szybko powrzucała najważniejsze rzeczy do kufra, przy okazji zbierając z podłogi rzeczy chłopaków. Kiedy pokój był już jako tako ogarnięty, szybko wzięła prysznic i wyjęła z szafy przygotowane na dzisiaj ubrania - czarną tiulową spódniczkę sięgającą jej do połowy uda, obcisła czarna koszulkę na ramiączkach a na to opadającą na jedno ramię szarą bluzkę z czarnym nadrukiem. Do tego jeszcze cienkie czarne rajstopy i, żeby nie było za słodko, glany. Oczy podkreśliła czarną kredką, usta lekko przeciągnęła bezbarwnym błyszczykiem. Aby dopełnić całego efektu na szyi zapięła naszyjnik od mamy Remusa. Była gotowa i wygladała wyjątkowo ładnie. Normalnie się tak nie szykowała, ale dziś były jej urodziny i rozpoczęcie roku szkolnego. A ona czuła, że tego dnia wiele zmieni się w jej życiu. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Tak, tego dnia definitywnie wszystko jej się uda.
***
W tym samym czasie w pokoju chłopców trwało wielkie pakowanie. Każdy biegał po pomieszczeniu, szukając w tym bałaganie swoich rzeczy.
- Łapo, co robią twoje brudne gacie w moim kufrze! - James trzymając się za nos, rzucił jakieś szare zawiniątko w stronę Syriusza.
- A weź to ode mnie, to nie moje, to Glizdy!
- No to skąd to się wzięło w moim kufrze!
- A skąd ja mam to wiedzieć? Sam się go zapytaj!
- Glizda!
- O, moje gacie! Gdzie ty je znalazłeś? - Peter z uśmiechem chwycił rzuconą mu przez Jamesa rzecz i włożył ją do walizki. Remus spojrzał na niego z obrzydzeniem, włożył swoje czyste rzeczy do kufra, (przy okazji dziękując siłom wyższym, za istnienie Jade, która już wcześniej idealnie podkładała jego ubrania), wziął dżinsy i czystą koszulkę i, w dalszym ciągu zaspany, ruszył do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Delikatnie zapukał.
- Hej, mogę wejść? - drzwi otworzyła mu niebiańska istota. Wow. Wyglądała po prostu świetnie. Remus całą siłą woli musiał powstrzymywać się, przed rzuceniem się na nią. Chłopie, panuj nad dzikimi instynktami! To tak jakby siostra przyjaciela, jest NIETYKALNA.
- Jasne, ja już wychodzę - uśmiechnęła się promiennie i okręciła wokół własnej osi. - Jak wyglądam?
- Przepięknie - chłopak odpowiedział jej równie promiennym uśmiechem. - I pachniesz też bardzo ładnie. Znaczy... - ups, nieźle się wkopał. Dziewczyna zaśmiała się.
- Dziękuje. Bardzo chciałabym powiedzieć to samo o tobie, ale najpierw chyba musisz się wykąpać - puściła mu oko i zniknęła za drzwiami, posyłając mu przez ramię lekki uśmiech. Remus zamknął drzwi od łazienki, oparł się o nie i schował twarz w dłoniach. Cholera jasna, czemu ona tak na niego działa?! Dobra, spokojnie, weź się w garść, ona jest twoją przyjaciółką, nikim więcej. Zasługuje na kogoś o wiele lepszego, kogoś, kto będzie ją nosił na rękach i przygotowywał śniadanie do łóżka, kto będzie ją całował przed wyjściem do pracy i po powrocie, z kim weźmie ślub wychowa gromadkę dzieci! Pewnie za jakiś czas znajdzie sobie takiego księcia z bajki, z którym będzie szczęśliwa i zapomni o nim, jakimś durnym kujonie-wilkołaku! Może to i lepiej...
Rozebrał się i stanął przed lustrem, opierając dłonie o umywalkę, oglądał wszystkie swoje blizny. Kilka nowych na twarzy i przedramionach po ostatniej pełni, wielka szrama idąca przez całą klatkę piersiową po ataku dzika i ślad po kuli tuż nad lewym biodrem, gdzie trafił go jakiś szurnięty stary mugol. To wszystko zarobił tylko podczas wakacji, przez dwie pełnie. Teraz, jak pójdzie do Hogwartu, pani Pomfrey od razu się nim zajmie i usunie wszystko, jednak co będzie potem, gdy już skończy szkołę? Przecież jest potworem!
- Ej, Remus, otwieraj, co ty tam robisz? Malujesz się czy co? - z zamyślenia wyrwało go walenie do drzwi i wkurzony głos Jamesa. - Ja muszę sobie jeszcze fryzurę ułożyć!
- Ty będziesz sobie fryzurę układał? Przecież ty i tak jesteś wiecznie rozczochrany, to ja muszę się jakoś uczesać! - tym razem dało się słyszeć głos Syriusza.
- Chwila, jeszcze 5 minut, już wychodzę! - Lupin westchnął cicho i szybko wskoczył pod prysznic. Zimne strumienie wody przewróciły mu trzeźwość myślenia. Nie ważne co będzie potem, ważne jest, żeby cieszyć się tym, co jest obecnie. A obecnie może być blisko niej i ją chronić. Z takim postanowieniem było mu o wiele łatwiej. Wytarł mokre ciało ręcznikiem, ubrał się, ogarnął, umył zęby i już był gotowy. Udostępnił chłopakom łazienkę, dopakował ostatnie rzeczy do kufra i nagle coś go trafiło. Przecież dzisiaj są urodziny Jade! Jak mógł o tym zapomnieć! Upewniwszy się, że Jade dalej jest w pokoju (tłumaczyła Glizdagonowi, żeby nie pakował brudnych ciuchów do kufra z czystymi, bo wszystko będzie mu śmierdzieć), zbiegł na dół, do kuchni.
- Dzieńdobry pani Potter - zasapany wbiegł do pomieszczenia, gdzie stała już uśmiechnęła Dorea.
- Witaj Remusie, co takiego poważnego się stało, że tak pędzisz?
- Ja tylko z taką maleńką prośbą, no bo... Yyyy... Chodzi o to, że... - ze zdenerwowania zaczął mu się plątać język.
- Chodzi o to, że znowu zapomnieliście o urodzinach Jade, prawda? - spytała łagodnie, lecz w jej głosie dało się słyszeć lekką naganę. Chłopak spuścił wzrok. Tak, zapomnieli o urodzinach Czarnej. Znowu. Mama Jamesa chyba musiała zauważyć jego głupią minę, bo uśmiechnęła się delikatnie. - Nic się nie martw, zaraz coś wymyślę - machnęła różdżką, a na stole pojawił się piękny bordowo-złoty tort z wizerunkiem lwa Gryffindoru. - Myślisz, że jej się spodoba?
- Na pewno, bardzo pani dziękuje, będzie zachwycona! - Remus uśmiechnął się promiennie i mocno uścisnął mile zaskoczoną kobietę.
- Bardzo sie z tego powodu cieszę - Dorea odwzajemniła uśmiech. - A jakieś prezenty dla niej macie?
- Nooooo, tak jakby. Mamy transparent i imprezkę w pokoju wspólnym w Hogwarcie, ale tak jakoś wiecej to chyba nie...
- Ale ty już dałeś jej naszyjnik, prawda?
- No tak, ale to jest taki drobiazg, od mojej mamy, nie ode mnie.
- Liczy się gest, a twoja mama chyba specjalnie chciała przekazać to przez ciebie, a nie sowią pocztą, prawda? Posłuchaj głosu serca, ono wie, co ma robić - kobieta uśmiechnęła się ciepło, a chłopak odniósł wrażenie, jakby doskonale wiedziała, co dzieje się w jego sercu. - A chłopcy mogą dać jej tą nową miotłę, którą kupili jej na Pokątnej, mówili, że bardzo jej się spodoba. A Glizdek może oddać jej coś ze swoich słodyczy.
- Bardzo dziękuje, na pewno tak zrobimy!
- Powinniście pomyśleć o tym wcześniej, żeby jakoś odwdzięczyć jej się, za to, co dla was robi. Nie wiem, jak byście sobie bez niej poradzili, przecież ona tyle za was robi... Ja bym tak nie mogła - odeszła, zaraz jednak zawróciła, a na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. - Możecie rownież udawać, że zapomnieliście, a pózniej zrobić jej wspaniałe przyjęcie, już w szkole. To chyba będzie o wiele lepszy pomysł, jeśli chcecie, tort mogę wam zapakować.
- Chyba tak, bardzo dziękuje.
- Ależ proszę, skarbie - matka Jamesa łagodnie pogładziła go po głowie. - Jeśli możesz, zawołaj chłopców, zaraz będzie śniadanie, a potem jedziemy na dworzec.
***
Cała piątka Huncwotów stała na peronie, żegnając się z rodzicami Jamesa i rozgladając się za przyjaciółmi.
- Ej, patrzcie, Mary McDonald idzie! Ciekawe, czy w tym roku też będzie w drużynie!
- Na pewno, przecież jest świetna! Ojej, i Artur Weasley! I Molly! Ciekawe, czy już są razem!
- A tutaj Frank Longbottom z Alicią! I... Ojej, patrzcie! - Peter zapiszczał cicho, pokazując coś palcem. W ich kierunku zbliżali się rodzice Jade i matka Syriusza, razem z zawzięcie o czymś dyskutującymi Regulusem i Jonathanem. Jon, gdy tylko ich zobaczył, stanął jak wryty i zaczął coś tłumaczyć swojej matce. Regulus stał koło niego i żarliwie potakiwał. Do wyczulonych uszu Jade dobiegły strzępki rozmowy.
- Mamo, ale naprawdę, uważam, że ona na to nie zasłużyła!
- Jonathanie, to przecież jej urodziny! Uważam, że powinniśmy jej o tym powiedzieć!
- Ale ona przecież i tak już zdradziła całą rodzinę i trafiła do Gryffindoru! Nie rozumiem, czemu traktujecie ją tak pobłażliwie!
- Och, nie wińcie tego biednego dziecka! - do rozmowy wtrąciła się wyraźnie roztrzęsiona Walburga Black. - Po prostu wpadła w złe towarzystwo! Nie mówię, że jest bez winy, bo chociaż mogła spędzać czas z Regulusem, ona wolała spotykać się z tym zdradzieckim wypierdkiem, zakałą rodziny, ale ona jest przecież taka młoda! To nasze niedopatrzenie, że coś tak okropnego się wydarzyło, to wyłącznie nasza wina! Jestem pewna, że ona wkrótce się opamięta i dobrze wybierze stronę, po której będzie chciała walczyć!
- Dobrze, niech i tak będzie - Jacob Thirwall westchnął głośno. - Jednak niepokoi mnie jej przyjaźń z tymi chłopcami. Ten blondyn jest jakiś taki podejrzany, oprócz tego jest półkrwi. Do tego młody Potter, wogóle nie przywiazujacy wagi do rzeczy tak ważnych jak czysta krew i przyjaźni się ze szlamami, jak ta Evans, jakiś grubas, szukający u nich ochrony no i ten młody Black - w sumie korzenie ma odpowiednie, jednak jego zachowanie i podejście do życia... Obawiam się, że przy pomocy ich wścibskich nosów niedługo sama dowie się wszystkiego o tej przepowiedni.
- Jacobie, spokojnie, za bardzo się tym przejmujesz. Jestem pewna, że Jade wkrótce zmądrzeje i przestanie zadawać się z tymi zdrajcami krwi - Jessica Thirwall delikatnie położyła dłoń na ramieniu męża. - I, proszę cię bardzo, bądź dzisiaj miły dla tych jej przyjaciół, to dla niej bardzo ważne, są dzisiaj jej urodziny!
- Jasne skarbie, będę bardzo miły - Jacob westchnął cicho. - Już 15 lat! Ale ten nasz mały skarbek szybko urósł! Pamiętam, jak jeszcze latała na tej swojej maleńkiej miotełce po całym domu, a teraz jest zawodową ścigającą, jak jej matka w jej wieku! I miała wtedy takie śliczne różowe włoski! A teraz co? Już 15 lat! Jak ten czas szybko leci! - mężczyzna otarł łzę, która ze wzruszenia zakręciła mu się w oku i szybkim krokiem podszedł do oszołomionej córki. - Jade, skarbeńku ty mój najdroższy, jak ty urosłaś!
- Tato, no weź, nie widzieliśmy się ledwo tydzień! Wiochę mi robisz! - dziewczyna odsunęła się od niego jak oparzona, z zażenowaniem ścierając mokry ślad po całusie z policzka.
- Och dobrze, już dobrze, wiem, że wstydzisz się swojego staruszka, ale dla mnie zawsze będziesz moją małą księżniczką z różowymi loczkami, latającą na zabawkowej miotełce - mężczyzna zaśmiał się serdecznie, wspominając dawne czasy. - No ale już lećcie, bo się spóźnicie, masz tu pieniążki na jakieś drobne wydatki, jeśli by ci zabrakło, pisz, zaraz ci coś wyślemy - wcisnął jej do ręki pieniądze, dał buziaka w policzek i poszedł żegnać się ze swoim pierworodnym.
W tym samym czasie Walburga Black rownież żegnała swojego syna, jednak w nieco odmienny sposób. Kiedy w końcu puściła go, aby móc się z czułością pożegnać ze swoim ukochanym synalkiem, Regulusem, Syriusz był mniej więcej tak czerwony jak wcześniej Czarna. Oczywiście jego matka musiała mu przy wszystkich wygarnąć, że jest czarodziejskim wypierdkiem i zakałą rodziny, że sprowadza Jade na złą drogę i, że żałuje, że zanim się urodził, nie udusił się pępowiną! Rodzice Jamesa również się z nim pożegnali, więc cała piątka ruszyła do wolnego przedziału. Kiedy już minęli cały zastęp fanek Blacka i Pottera, przedarli się przez tłum wielbicieli Thirwall, która, oprócz niezwykłej urody i nieprzeciętnego charakteru, była również świetną ścigającą, i wreszcie dotarli do upragnionego wagonu, na ich drodze stanęła Ruda.
- Lilka, umówisz się ze mną?
- W twoich snach - dziewczyna prychnęła, szukając w tłumie Remusa.
- W nich codziennie się ze mną spotykasz - James wyszczerzył się w wyjątkowo Huncwocki sposób. - I muszę przyznać, że każdej nocy jest nam baaaaaardzo przyjemnie.
- Boże, Rogaczu, jesteś obleśny - Jade demonstracyjnie odsunęła się od niego, posyłając Lily współczująco spojrzenie. - Szukasz naszego nowego pana prefekta?
- Nooo... - demonstracyjnie przewróciła oczami. - Tylko dla niego wogóle tu przychodzę, on doskonale mnie rozumie. Wiesz może, gdzie on może być?
- Nie mam pojęcia, zgubiliśmy go gdzieś w tłumie, ale znając go, pewnie jest już w wagonie prefektów - Jade skrzywiła się nieznacznie, obrzucając dziewczynę niechętnym spojrzeniem. - Strasznie tu będzie nudno bez niego!
- Dzięki wielkie, cześć! - Ruda uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością i już jej nie było. Czarna, pogrążona w myślach, zwinęła się w kłębek na fotelu, opierając głowę na ramieniu Blacka i obserwując migające za oknem pola i krowy. Syriusz wymownie spojrzał na Jamesa - obydwoje wiedzieli, że wytrzyma tak maksymalnie 15 minut. Już po 10 minutach ich przypuszczenia okazały się słuszne.
- Dobra, nieważne, mam wszystko gdzieś, muszę odreagować - powiedziała bardziej do siebie, niż do przyjaciół, prostując się gwałtownie. - Pogramy w ekslodującego durnia?
- A o czym tak rozmyślałaś? - spytał ostrożnie Peter, przypominając sobie usłyszaną niedawno rozmowę. - Chodzi ci o tą przepowiednie, prawda?
- Glizdek, nieważne - warknęła na niego ze zniecierpliwieniem. - Jak mówię, że muszę odreagować, to znaczy, że muszę, chyba, że chcesz powtórkę z rozrywki, żebym znowu wysadziła pociąg w powietrze! To jak, zagramy? Od razu mówię, że nie macie żadnych szans! - stanęła na siedzeniu i podniosła w górę wyimagowany miecz. - Albowiem Jade Thirwall, najdzielniejsza czarownica z całego Gryffindoru, potomkini Slytherina jest zbyt wspaniała i wyjątkowa, aby uczyć się w domu węża!
***
Siedzieli przy stole Gryffindoru, oglądając ceremonię przydziału i słuchając mowy Dumbledore'a. Jade ziewnęła ostentacyjnie. Miała tego wszystkiego dość, była zmęczona, tęskniła za Neptunem, który nie wrócił z ostatniego polowania, kiedy wypuściła go dzisiaj rano, a do tego nikt nie pamiętał o jej urodzinach. Spojrzała na siedzącego obok niej Remusa i od razu poczuła wyrzuty sumienia - ona tu się egoistycznie martwi, że nikt nie pamięta o jej urodzinach, a przecież jej przyjaciele mają o wiele większe problemy. Delikatnie położyła dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Remi, czy wszystko dobrze?
- Tak, wszystko okey... Po prostu martwię się zbliżającą się pełnią. A ty?
- Co ja? U mnie wszystko dobrze - burknęła, nie patrząc w jego stronę.
- Martwisz się tą przepowiednią, o której mówili twoi rodzice, prawda?
- Skąd ty o tym wiesz? Myślałam, że ty...
- Glizdek mi powiedział - uśmiechnął się smutno. - Nie martw się, jakoś dowiemy się, o co chodzi. Nie mam pojęcia jak, jednak na pewno jakoś damy radę!
- Dziękuję... Przepraszam, za moje zachowanie, ale ja się tak boję - dziewczyna mocno się w niego wtuliła, chowając twarz w jego lekko za długich jasnych włosach, pachnących lasem i deszczem. Jego ciepłe ramiona dawały jej poczucie bezpieczeństwa, mogłaby tak siedzieć aż do końca świata. Nagle rozległ się głośny huk, w górę poleciało tysiące złotych i bordowych baloników, a gwiazdy na magicznym sklepieniu ułożyły się w napis "Sto lat, Jade!". Dziewczyna odsunęła się delikatnie, aby spojrzeć Remusa, który z uśmiechem czekał na jej reakcje.
- Podoba się? Zapakowany mamy jeszcze tort, w dormitorium będzie impreza - uśmiechnął się radośnie, patrząc na zaskoczenie widoczne na jej twarzy.
- Żartujesz?! To jest świetne! Dziękuje ci Luniaczku! - pocałowała zaskoczonego przyjaciela w nos i już jej nie było. Chłopak stał jeszcze przez kilka sekund w miejscu, tak zaskoczony tym faktem, że aż nie potrafił się ruszyć. Jade go pocałowała! Już drugi raz! I to z własnej, nieprzymuszonej woli! Czuł się tak szczęśliwy, że chyba mógłby przenieść na raz wszystkie książki z Hogwarckiej biblioteki. Rozejrzał się dookoła. Teraz prawie wszyscy uczniowie wstawali ze swoich miejsc, aby złożyć życzenia jednej z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. W oczy rzucał się wysoki chłopak z jaskrawo zielonymi włosami i jasno niebieskimi oczami. Remusowi wydało się, że już gdzieś go kiedyś widział...
Zielonowłosy chłopak podszedł do Jade i uśmiechając się czarująco podał jej rękę.
- Hej, jestem Bryan Rodriguez, jestem na piątym roku w Ravenclavie i jestem metamorfagiem - wyszczerzył się do Czarnej, pokazując idealnie równe białe zęby. Jade zmierzyła jego wyciągniętą rękę wzrokiem.
- No i co w związku z tym? Myślisz, dam ci się poderwać tylko dlatego, że bez mugolskich operacji potrafisz zmienić kształt swojego nosa?
- Noooooo, większości dziewczyn raczej to wystarcza - na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego zmieszania, zaraz jednak został zamaskowany przez kolejny uśmiech. - Ale widzę, że ty jesteś inna i nie robi to na tobie specjalnego wrażenia.
- Jasne, że nie robi to na mnie specjalnego wrażenia! - dziewczyna prychnęła jak rozwścieczona kotka. - Sama jestem metamorfagiem! I wiesz co ci powiem? Właśnie przez to tak naprawde jestem sobą! Nie zmieniam ciągle swojego wyglądu, aby poderwać nowych chłopaków, a ty tak robisz! Pewnie nawet już nie wiesz, jak naprawde wyglądasz! - chciała odwrócić się na pięcie i odejść, jednak Bryan złapał ją za nadgarstki i przycisnął do ściany.
- Niezła jesteś mała, masz charakterek, a ja lubię ostre laski - zaśmiał się obleśnie, próbując ją pocałować. Dziewczyna z całej siły starała się wyrwać, jednak chłopak był zbyt silny. W jej oczach widać było łzy wściekłości. Remus przyglądał się całej tej scenie z szeroko otwartymi oczami. Zgarniając po drodze Pottera i Blacka, ruszył w kierunku dziewczyny. Kiedy ich dostrzegła, posłała im wściekłe spojrzenie - nienawidziła, kiedy była w sytuacji bez wyjścia, a do tego ktoś był tego świadkiem. Wściekłość dodała jej sił - mocno kopnęła napastliwego krukona między nogi, a kiedy ten, trzymając się krocze, upadł twarzą na kamienną posadzkę, wyciągnęła różdżkę z buta i spojrzała na niego gniewnie.
- Masz mnie zostawić w spokoju, rozumiesz? Bo jak nie, to następnym razem dostaniesz mocniej!
Krukon jęknął coś, co najprawdopodobniej było przeprosinami, więc dziewczyna uznała sprawę za zamkniętą i podała rękę Bryanowi, pomagając mu wstać. Jednak, kiedy chłopak ledwo stanął na nogach, przed oczami Jade, z dzikim rykiem, przeleciała wielka czarna plama i przygwoździła matamorfaga do ściany.
- Jeśli jeszcze raz jej dotkniesz, zabiję cię, nawet, jeśli miałbym resztę życia spędzić w Azkabanie, rozumiesz? - wywarczał Syriusz, przyciskając trupio bladego krukona do ściany.
- Łapo, puść go! - James podszedł do nich, próbując odciągnąć Syriusza. Nadaremnie.
- Jak ja go dorwę, to uduszę go własnymi rękami! Zrzucę z wieży astronomicznej, wypatroszę, a potem zrzucę jeszcze raz!
- Syriuszu, spójrz na mnie - Jade stanęła przed nim i położyła mu dłonie na ramionach. - Uspokój się, wszystko już w porządku.
- Ale on chciał...
- Wszystko już dobrze, chodź do pokoju wspólnego, musimy poważnie porozmawiać, na temat twoich wybuchów złości - razem z Potterem i Lupinem udało jej się odciągnąć go od chłopaka, który dalej stał przy ścianie jak zaczarowany. Spojrzał na nich nieprzytomnie i wbił spojrzenie w Syriusza.
- On jest wilkołakiem! Rzucił się na mnie i chciał mnie ukąsić! Pomocy! Pani profesor! Pani profesor McGonagall!
- Ależ Bryanie, uspokój się, proszę i wyjaśnij mi, rozumiem, że Black nie jest aniołkiem, ale dlaczego uważasz, że jest wilkołakiem?
- Bo on... Rzucił się na mnie! I wtedy był takim wielkim czarnym futrzastym czymś, co bardzo przypominało wilka!
- Jeśli już to psa, idioto - warknął Syriusz, jednak McGonagall zmroziła go spojrzeniem.
- Mów dalej Bryanie.
- No i on chciał mnie ugryźć! To było takie straszne! - chłopak dygotał na całym ciele. Nauczycielka westchnęła teatralnie.
- Chłopcze, pomyśl, jakie to co mówisz jest irracjonalne. Spójrz w niebie, przecież dzisiaj nie ma pełni, a nawet gdyby była, Black nie stał by tu sobie z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem, tylko zwijałby się z bólu po podłodze, kąsając napotykanych ludzi. Chodź, pewnie jesteś w szoku, zaprowadza cię do pani Pompfrey, da ci jakieś lekarstwo - zmierzyła wzrokiem stojącą tam czwórkę Huncwotów. - Nie mam pojęcia, co tu się wydarzyło i chyba wolę nie wiedzieć, ale wiem, że wszyscy we czwórkę na pewno zasługujecie na szlaban. Jutro o 20, przed chatką Hagrida. Aha, i jeszcze jedno, Thirwall, dyrektor cię prosi do swojego gabinetu - Jade spojrzała na nią pytająco, jednak nauczycielka tylko westchnęła głośno i wzruszyła ramionami. - Nie, nie mam pojęcia, co takiego zrobiłaś, nie chodzi o to, co się przed chwilą wydarzyło. No nie rób już takiej miny, nic ci się nie stanie. A wy - zmierzyła wzrokiem Pottera i Lupina, wciąż trzymających rozzłoszczonego Blacka. - Radzę wam wracać już do pokoju wspólnego. I nie patrzcie tak na mnie, za najwięcej pół godziny Thirwall wróci do was cała i zdrowa - przewróciła oczami i ruszyła szybkim krokiem, a Jade i Bryan. Patrząc na siebie z nieukrywaną nienawiścią, niechętnie podreptali za nią.
***
Jade z niepewną minę siedziała na krześle przy biórku dyrektora, który jeszcze się krzątał, przelewajac jakąś srebrzystą ciecz do fiolek. Nerwowo rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym była pierwszy raz w życiu. Na biórku stała jakaś miska, pokryta starożytnymi runami, wypełniona taką samą srebrzystą cieczą, jak ta w fiolkach. Dziewczyna miała ogromną ochotę zanurzyć się w niej, jednak mając już doświadczenie z różnymi magicznymi przedmiotami, wolała nie ryzykować. Po chwili dyrektor usiadł w fotelu naprzeciwko niej, uśmiechając się dobroduszmie.
- Och, pewnie zastanawiasz się, czemu cię tu wezwałem akurat dzisiaj, jednak naprawde mi przykro, ale jest to sprawa niecierpiąca zwłoki. Na początku chcę ci jednak złożyć życzenia urodzinowe. Właśnie dzisiaj o 23:56 skończysz 15 lat i dlatego uważam, że od tego czasu musisz się bardzo mieć na baczności. Otóż bardzo mi przykro, że słyszysz to ode mnie, ale ktoś musi ci to przekazać, a ponieważ twoi rodzice nie chcą ci tego powiedzieć, wypadło na mnie. Jade, jesteś adoptowana - spojrzał na nią łagodnie spod okularów-połówek, a dziewczyna patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Ale... Jakim cudem? Przecież jestem do nich taka podobna, wszyscy mówią, że na pierwszy rzut oka, można odróżnić, że mam naprawde czystą krew, że po człowieku to widać! To znaczy, że co? Że tak naprawdę jestem nikim?
- Ależ nie, Jade. Definitywnie nie jesteś nikim - Dumbledore patrzył na nią z pobłażliwym uśmiechem. - Jesteś kimś naprawde ważnym - ostatnim przedstawicielem rodu czarodziejów naprawdę czystej krwi. Krwi wszystkich założycieli Hogwartu.
- Yyyyyy, że co? Znaczy się, bardzo przepraszam, ale... - dziewczyna zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Pierwszy raz odezwała się w ten sposób do dyrektora. Dumbledore chyba jednak nic sobie z tego nie robił.
- Nic się nie stało, rozumiem twoje zdziwienie. Wiem, że niezwykle trudno jest ci w to uwierzyć, ale postaram się ci w tym pomóc. Po pierwsze, pamiętasz może, jak przez przypadek wysadziłaś pociąg?
- Taak - dziewczyna gwałtownie zbladła. - Ale co w związku z tym?
- Nic - dyrektor uśmiechnął się dobrodusznie - Po prostu pokazuje to, jak wielką moc posiadasz. Dokonałeś tego sama, w wieku 11 lat, bez pomocy różdżki i odpowiednich zaklęć. Dalej mi nie wierzysz, prawda? Dobrze, więc pokażę ci pewne wspomnienie, pokazujące ciebie, w chwili, gdy dzielisz się ze swoim przyjacielem Syriuszem swoimi przeżyciami, podczas przydziału do poszczególnych domów. Nie martw się, nic ci się nie stanie - wziął do ręki jedną fiolkę i delikatnie przelał jej zawartość do tajemniczej misy, która zabulgotała. - Teraz powoli zanurz w tym twarz, ja wejdę zaraz po tobie.
Dziewczyna pospiesznie wykonała polecenie i już po chwili stała na korytarzu Hogwartu w dniu, kiedy pierwszy raz tutaj trafiła. Dumledore stał obok niej, cały czas delikatnie się uśmiechając. Tuż przed nimi pojawiła się nagle mała, jedenastoletniej Jade, trzymająca za rękę równie małego Syriusza. Chłopak odezwał się do niej, uśmiechając się uroczo.
- Wiesz jak bardzo się cieszę, że razem jesteśmy w Gryffindorze!
- Wiem, ja też bardzo się cieszę! - dziewczyna uśmiechnęła się do niego mocniej ściskając jego dłoń. - Już się bałam, że nie trafię do żadnego domu, bo Tiara zaczęła gadać coś o tym, że z takimi korzeniami pasowałabym do każdego domu, jednak Hafflepuf trzeba od razu wykreślić, bo tam zmarnowałabym swój potencjał. Ravenclav też raczej nie będzie dla mnie odpowiedni, bo mam w sobie więcej odwagi i sprytu niż rozumu...
- Hahahah, w to nie wątpię - Syriusz obok niej wybuchł radosnym śmiechem, dziewczyna po chwili rownież mu zawtórowała.
- No ale poczekaj, opowiem ci do końca! Powiedziała, że powinnam trafić do Slytherinu, bo tam najbardziej bym pasowała, ale ja zaczęłam błagać, żeby tylko nie do Slytherinu, więc ona powiedziała, że dobrze, że teraz właśnie zaczyna się moja droga i zależy tylko i wyłącznie od podjętych przeze mnie decyzji, a wysyłając mnie do Slytherinu nie pozwoliłaby mi na to, czy coś takiego. Nie rozumiem tego do końca - śmiesznie zmarszczyła brwi.
- Ja też nie, ale to teraz nie ważne! Jesteśmy w Gryffindorze! Humoru nie popsuje mi chyba nawet wyjec, którego jutro rano dostanę od matki!
Dumbledore delikatnie puknął zamyśloną Jade w ramię i już po chwili obydwoje stali w jego gabinecie. - No i jak, pamiętasz ten dzień?
- Tak, pamietam... Teraz sobie przypominam, że Tiara Przydziału powiedziała mi wtedy też coś o jakiejś przepowiedni, czy czymś takim... Że dziewczyna o ogromnej mocy, z czterech domów Hogwartu zrodzona, przed swoimi 17 urodzinami będzie musiała podjąć decyzję, która ocali lub pognębi Czarnego Pana... Coś takiego, nie pamietam dokładnie...
- Ach, a więc moje podejrzenia okazały się słuszne... Dobrze, możesz już iść, bardzo dziękuję ci za spotkanie.
***
W tym samym czasie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru trwała zażarta dyskusja, pomiędzy czterema chłopcami.
- A ja wam mówię kolejny raz, że to chodzi o tą przepowiednię! - poważnie już zniecierpliwiony Syriusz stłumił w sobie głośne warknięcie.
- Ale Łapo, pomyś rozsądnie, skąd on by o tym wiedział? - Remus starał się ich przekonać, choć sam do końca w to nie wierzył. - Przecież my wiemy o tym tylko dlatego, że podsłuchaliście rozmowę jej rodziców. Dumbledore nie może o tym wiedzieć!
- Ale o tym wie - Jade bezszelestnie podeszła do nich i równie cicho usiadła na kolanach Syriusza, który od razu mocno ją przytulił. - To właśnie o tym chciał ze mną porozmawiać.
- Ale skąd on o tym wiedział? I co tak właściwie w tym wszystkim chodzi? - Remus spuścił głowę, starając się, aby nikt, a szczególnie Łapa, nie usłyszał nutki zazdrości w jego głosie.
- Nie wiem, nie powiedział mi tego -wydęła lekko usta, jakby zastanawiała sie nad czymś. - Powiedział za to, że jestem adoptowana.
- Serio? - Syriusz aż podskoczył, przy okazji zrzucając Czarną ze swoich kolan.
- Pfffff! - dziewczyna fuknęła i z miną obrażonego kota, którym z resztą była, usiadła dokładnie naprzeciwko niego, obrzucając go złowrogim spojrzeniem jej różnokolorowych oczu. - Dzięki Łapo, serio, jestem ci naprawde wdzięczna!
- Ej, kocie, przepraszam, niechcący to było - Syriusz zrobił smutną minkę, jednak dziewczyna pozostała niewzruszona. - Dobra, będziesz coś chciała...
- Okey, ale wracając do poprzedniego tematu, zanim zaczęliście się bez powodu kłócić, to jakim cudem jesteś adoptowana? Przecież jesteś do nich zupełnie podobna! - James uśmiechnął się pod nosem. Przywykł już do kłótni przyjaciół, którzy potrafili posprzeczać się dosłownie o wszystko. No normalnie jak stare małżeństwo!
- A bo ja wiem? Nie wiem, zapytam sie go o to następnym razem, ale może to dlatego, że to jacyś moi najbliżsi krewni? Ale nie chcę już o tym rozmawiać, koniec tematu. Dobranoc, idę spać - leciutko wstała i posyłając im na pożegnanie uśmiech, leniwie ruszyła w kierunku dormitorium. Syriusz z westchnieniem odprowadził ją wzrokiem. No jasne, znowu się posprzeczali, ona się obraziła i teraz jest na niego! A najlepsze jest to, że on nawet nie wie, za co ona jest zła! Ach, te kobiety, ile z nimi problemów, ale jakie życie byłoby nudne bez nich...
- Ej, a co ją ugryzło? - Peter na chwile zaintetesował się czymś innym, niż właśnie pochłanianymi fasolkami wszystkich smaków Bertiego Botta. Syriusz, nadal nachmurzony tylko wzruszył ramionami.
- A bo ja wiem...
- Może ma, no wiesz, Te Dni? - Peter lekko się zaczerwienił. Było mu trochę głupio, że pyta o takie rzeczy.
- Nie, chyba nie, ostatnio tak sie zachowywała dwa tygodnie temu, więc nie powinna mieć teraz...
- No to co? A to sie jakoś nie powtarza? - spytał, a pozostali Huncwoci spojrzeli na niego, jakby był nienormalny.
- Boże, Peter, powtarza się, ale CO MIESIĄC, nie co dwa tygodnie! Jesteś serio tak głupi, czy po prostu udajesz?
- No przepraszam, nie wiedziałam, nie mam siostry ani dziewczyny ani nic... - twarz Glizdagona była teraz w odcieniu dojrzałego pomidora. - Może też pójdziemy już spać?
- Jak dla mnie możemy iść, i tak nie mamy nic lepszego do roboty. - Suriusz wzruszył ramionami i ziewnął przeciągle, w wyjątkowo psi sposób. Po chwili wstał i ruszył schodami na górę, w połowie drogi odwracając się i posyłając wredny uśmieszek przyjaciołom. - Zajmuję pierwszy łazienkę!
***
Jade wbiegła do dormitorium i od razu rzuciła się na łóżko, ukryła twarz w poduszce i zaczęła płakać. Nie płakała od dawna, naprawde bardzo dawna, ale teraz nie miała już na nic siły. W tej chwili nie obchodziło jej nawet to, że teraz poduszka jest cała uwalana tuszem do rzęs, a ona sama ma cały rozmazany makijaż. Ona, jedna z najodważniejszych osób w całym Gryffindorze, jakaś tam daleka potomkini wszystkich założycieli Hogwartu nie miała odwagi powiedzieć przyjaciołom o tej przepowiedni i swoich niezwykłych korzeniach. Czemu? Powód jest prosty, po prostu cholernie się bała. Nie o siebie, że coś może jej się stać, lecz o przyjaciół, bo przecież oni również będą narażeni na ogromne niebezpieczeństwo, tylko dlatego, że ją znają. Bała się również, choć wiedziała, że to prawie niemożliwe, że kiedy przyjaciele się o tym dowiedzą, wyprą się jej i zostanie z tym wszystkim zupełnie sama. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
- Hej, wszystko w porządku? - nad nią stała Lily Evans, uśmiechając się ciepło i trzymając w ręce paczkę chusteczek do nosa, które Jade z wdzięcznością przyjęła.
- Dzięki - chałaśliwie wydmuchała nos i lekko uśmiechnęła się przez łzy. - Myślałam, że mnie nie lubisz.
- Nie, to nie tak, że cię nie lubię, po prostu nie przepadam za towarzystwem, z którym się zadajesz. No i... Tak troszkę ci zazdroszczę...
- Niby czego? To ty jesteś piękna, mądra, utalentowana... Ja tylko potrafię zmieniać swój wygląd, i to też nie zawsze - dziewczyna delikatnie wydęła wargi.
- Właśnie, że nie! Jesteś sto razy piękniejsza ode mnie, masz świetne poczucie humoru, wspaniale latasz na miotle, też się bardzo dobrze uczysz, tylko z eliksirów nie koniecznie ci idzie no i masz prawdziwych przyjaciół, którzy są gotowi oddać za ciebie życie! Ja mam tylko Severusa, ale on chyba woli spotykać się z pozostałymi ślizgonami niż ze mną...
Jade nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc tylko mocno przytuliła dziewczynę, która również była już bliska łez. Kiedy Lilka się już jako tako uspokoiła, uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła zza pleców średniej wielkości prezent. - Masz, to dla ciebie, wszystkiego najlepszego!
- Ojej, dziękuje! Ale wiesz, że nie musiałaś, prawda?
- Tak, wiem, ale byłam w mugolskim sklepie z zabawkami mojej cioci i jak to zobaczyłam, od razu pomyślałam o tobie! No otwórz! - uśmiechnęła się szeroko, a Jade stwierdziła, że już wie, co James w niej widzi. Kiedy na nich nie wrzeszczała, była naprawde fajna. Delikatnie rozwinęła kokardę, a jej oczom ukazał się śliczny czarny pluszowy wilk z niebieskimi oczami. Kiedy go zobaczyła, aż pisnęła ze śmiechu.
- Ojej, ale śliczny! Zupełnie jak miniaturowy pluszowy Łapa!
- Chodzi ci o Blacka? I wiesz ogólnie o co chodziło temu krukonowi? Bo nie uwierzę, że Syriusz jest wilkołakiem, ale też widziałam takie wielkie czarne coś...
- Syriusz jak był mały miał takiego wielkiego czarnego psa, którego nazwaliśmy Łapa. Dlatego teraz go tak nazywamy - uśmiechnęła się blado. Prawie wygadała ich najgłębiej skrywany sekret. - I nie mam pojęcia o co mu chodziło, w sensie Bryanowi, ale Black na pewno nie jest wilkołakiem, uwierz mi na słowo, wiem o nim dosłownie wszystko - tym razem na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech, który zaraz został stłumiony przez potężne ziewnięcie. - Wybacz, ale padam z nóg, możemy pogadać jutro?
- Jasne, ale i tak wyciągnę od ciebie ten temat - Ruda uśmiechnęła się delikatnie i zgasiła światło. - Dobranoc, słodkich snów, Czarna.
***
Z sąsiedniego łóżka już od dawna odbiegało miarowe pochrapywanie Lily, jednak Jade jakoś nie mogła zasnąć. Wciąż myślała o tym, co powiedziała jej Evans i o Syriuszu, z którym rozstała się w gniewie. Była na siebie zła, za te swoje wybuchy, ale co mogła na to poradzić, miała tak od zawsze, a Syriusz doskonale o tym wiedział. Z drugiej strony, przecież chciał ją przeprosić, ale to ona się nie dała. Westchnęła przewracając się na drugi bok. Nienawidziła spać sama, zawsze wtedy czuła, że jest zbyt bezbronna i jak zaśnie, to coś ją zaatakuje i już się nie obudzi. W domu miała Jonathana, gotowego przyjść do niej i uspokoić ją w razie potrzeby, oprócz tego w domu obok mieszkał Syriusz, który nigdy nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić, a u Jamesa spała w pokoju z chłopakami, którzy często, kiedy budziła się w nocy krzycząc, przychodzili do niej, przytulali i po prostu kładli się obok, pomagając zasnąć. A tutaj? Tylko Lily, która jakoś nie dawała jej poczucia bezpieczeństwa. Chociaż okazała się w porządku, Jade dalej nie ufała jej tak jak chłopakom. No i dalej miała do niej żal za to, że była taka chamska w stosunku do Jamesa, który stawał na rzęsach, aby tylko się do niego odezwała. Znowu się przekręciła, tym razem na plecy. W takich warunkach w życiu nie zaśnie! Nagle zza drzwi dobiegło znajome ciche skomlenie. Po chwili drzwi powoli się otworzyły, a wielki czarny pies podtruchtał do niej, patrząc na nią pytająco swoimi błękitnymi oczami. Dziewczyna odruchowo się uśmiechnęła i podrapała go po głowie. Już dawno mu wybaczyła. Pies chyba to zrozumiał, bo zamerdał radośnie ogonem i władował jej się do łóżka, mocno do niej przytulając. Jade również się w niego wtuliła, czując się bezpiecznie. Już po chwili czarny kot i czarny pies spali razem wtuleni w siebię, czując, że wszystkie konflikty i nieporozumienia już dawno poszły w niepamięć i wreszcie wszystko jest na swoim właściwym miejscu.
~~~~~
Witam was serdecznie, z nowym rozdziałem ;) Jak pewnie zauwazyliście, mamy nowy, piękny szablon za który bardzo dziękuje Alice_Alis <3 W sumie to jest tak jakby o niczym, ale to dopiero takie wprowadzenie ;>